Od jakiegoś czas mam ogromną ochotę na czytanie tylko dreszczowców i kryminałów. Nie zdziwi więc nikogo fakt, że za mną kolejna powieść właśnie z jednego z tych gatunków. Tym razem do sprawdzenia wzięłam książkę o naprawdę ciekawym tytule Matka wie najlepiej. Jednak czy środek okazał się równie ciekawy, co sam tytuł?
Syn Claire traci życie przez odziedziczoną mutację genetyczną. Kobieta nie potrafi pogodzić się ze swoim losem, jednak nie poddaje się i nadal chce zostać matką kolejnego dziecka. Postanawia skontaktować się z Robertem Nashem, który jest dość kontrowersyjnym specjalistą do spraw płodności, a także współpracuje z panią naukowce – Jillian. Wkrótce potem Claire, Robert oraz Jill łączą siły, by stworzyć dziecko idealne, które nie będzie miało żadnych problemów ze zdrowiem – za to będzie posiadało troje rodziców genetycznych.
Główną bohaterką, która odgrywa tutaj tak naprawdę najważniejszą rolę jest Claire. Kobieta ta wzbudziła na początku moje współczucie tym, co przeszła. Nikomu nie życzę, żeby musiał przechodzić przez to, co ona. Domyślam się, że strata dziecka to dla rodzica największa tragedia. Z czasem jednak ta postać zaczęła wzbudzać moją irytację. Zachowywała się tak, jakby wszystko należało się tylko jej, bo przecież ona tyle w życiu przeszła. No i okej, tu się zgodzę, że sporo przeżyła, ale nie musi być tak... atencyjna. (Dla tych, którzy mogą nie rozumieć slangu młodzieżowego - atencyjny oznacza takiego, który stara się skupiać uwagę tylko na sobie, czasem za wszelką cenę).
Jillian, czyli druga postać odgrywająca tutaj ważną rolę, to kobieta, której nie polubiłam. Jej ambicja, która momentami była wręcz chora, nie zaimponowała mi, a wręcz jeszcze bardziej odrzuciła. Choć starałam się znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla jej zachowania, to nie potrafiłam. Po prostu dla mnie ta bohaterka jest skreślona, za to, jak chorą jest osobą. Jednak należy podkreślić tutaj fakt, że autorka wykonała genialną robotę, jeśli chodzi o kreację tej bohaterki – to prawdziwa sztuka stworzyć postać, której się nie będzie mogło aż tak znieść. Brawo Kira Peikoff (oraz brawa dla tłumaczki, za wierne odwzorowanie jej charakteru)!
Co do fabuły, to trzeba jej przyznać, że brzmi... nieprawdopodobnie. Faktycznie, jedno dziecko i troje rodziców? Przecież to niemożliwe. No ale najwidoczniej, autorka taki miała cel: zaskoczyć potencjalnych czytelników swojej książki tym, jak podeszła do problemu mutacji genetycznych i wad, jakie dzieci często dziedziczą po rodzicach. Jednak, w tej pozycji poruszony został również wątek straty dziecka oraz tego, jaki wpływ na rodzica ma taka sytuacja. Co do tego również nie mam zastrzeżeń, ponieważ zostało to przedstawione w sposób dobry, obrazowy oraz wiarygodny.
Z każdej kolejnej strony czuć napięcie, ponieważ czytelnik nie wie, co wydarzy się dalej? A co, jeśli któreś z nich zostanie złapane? Co, jeśli eksperyment się nie powiedzie? Tych pytań podczas lektury narasta, więc punkt kulminacyjny i zakończenie stanowi ogromne zaskoczenie.
Jest to thriller zawierający w sobie mnóstwo elementów naukowych, więc nie spodoba się wszystkim. Niektórych może wręcz znudzić, jednak myślę, że warto przeczekać te fragmenty typowo naukowe, bo historia sama w sobie jest świetna. Matka wie najlepiej to bardzo dobry thriller, który wspominam bardzo dobrze i mam nadzieję na kolejne powieści autorki w Polsce. Jeżeli lubicie ten gatunek, to również koniecznie musicie sięgnąć po tę pozycję.