Miasto mosiądzu już od kilku tygodni króluje w polskiej blogosferze, więc i ja postanowiłam skusić się na lekturę tego tytułu. Podchodząc do tej historii, miałam dość spore oczekiwania. W końcu tak polecana i zachwalana powieść z pewnością przypadnie do gustu i mnie. W końcu mogę Wam opowiedzieć o swoich wrażeniach i liczę na to, że uda mi się zawrzeć wszystkie swoje myśli w tej recenzji.
Nahri jest złodziejką i oszustką o ogromnym talencie. Na co dzień żyje na ulicach Kairu. Jest świadoma tego, że jej sztuczki: wróżenie z dłoni, uzdrowienia to idealny sposób na zmanipulowanie społeczności. Kiedy przez przypadek wywołuje niebezpiecznego i przebiegłego wojownika - dżina, musi zaakceptować fakt, że magiczny świat, który traktowała jak zwykłe bajki – istnieje naprawdę. Wojownik opowiada Nahri historię o pewnym mieście, z którym dziewczyna jest związana. Kiedy decyduje się ona na wkroczenie do tego świata, przekonuje się o sile władzy oraz o tym, że magia nie zawsze będzie w stanie ją ochronić - zwłaszcza w obliczu brutalnej polityki.
Zacznę od tego, że mam niemały problem z prawidłową oceną tej pozycji. Zaczynając Miasto mosiądzu, liczyłam na coś rewelacyjnego, co sprawi, że nie będę w stanie myśleć o swoich troskach i zostanę całkowicie pochłonięta przez tę powieść. No cóż, przeliczyłam się i z tego też powodu odczuwam pewnego rodzaju smutek. Po raz kolejny tak polecana powieść mnie nie zachwyciła i teraz pozostaje zadać sobie pytanie: czy to ze mną coś jest nie tak?
Główną bohaterkę, Nahri, całkiem polubiłam, choć zdołałam poznać ją lepiej i bardziej się z nią zżyć dopiero w połowie książki. Tak, przez jakieś pierwsze dwieście stron kompletnie nie wiedziałam, o czym czytam, a ta postać była dla mnie tylko rozmazanym tłem. Bladego pojęcia nie mam, dlaczego tak się wydarzyło - wina mojego braku skupienia czy książki? Dobre pytanie. No ale wracając do Nahri – ostatecznie jestem w stanie powiedzieć o niej, że jest to dobra bohaterka, która wzbudza ciekawość, a nawet i podziw swoją odwagą.
Jeśli chodzi o Alego, z którego perspektywy również pojawiły się rozdziały, to... nie jestem w stanie powiedzieć nic. Z ręką na sercu piszę Wam teraz, że nie mam bladego pojęcia, co napisać o tej postaci. Tak, jak Nahri przekonała mnie do siebie w drugiej połowie książki, tak Ali do samego końca pozostał dla mnie tylko tłem całej historii (choć dotyczyła ona jego samego w dużym stopniu). Myślę, że to kwestia średniej kreacji tej postaci, która nie została dopracowana do końca - liczę na to, że w kontynuacji autorka się poprawi i będę mogła poznać tego bohatera bliżej.
Pomysł na fabułę jest genialny – magia, dżiny, intrygi, wojny... Myślę, że jest to przepis na bardzo dobrą powieść fantastyczną. Czytając jednak tę pozycję, miałam wrażenie, że autorka tylko zarysowała to, o czym będzie pisać, a wykonanie nie należy do najlepszych. Jak wspominałam wyżej, dwieście pierwszych stron to była dla mnie trochę męka - czułam się tak, jakbym czytała podręcznik, gdzie nie mam pojęcia, o czym czytam. Dopiero po upływie tej części zdołałam się bardziej połapać i wciągnąć w tę historię, choć i tak nie było idealnie. Solidną podstawę dla tej książki stanowią zdecydowanie ostatnie sto stron – dzieje się tutaj bardzo dużo ciekawych i angażujących rzeczy. Jeśli z takim dynamizmem i w takim stylu będzie napisana druga część - wróżę jej ogromny sukces.
Miasto mosiądzu to lektura, która nie do końca mnie usatysfakcjonowała. Spodziewałam się czegoś więcej, a dostałam dość poprawną (chwilami i przeciętną) powieść, z którą się nie związałam i która przez większą część czasu wzbudzała moją obojętną reakcję. Jeżeli lubicie fantastykę, magię, dżiny i wszystko, co się z tym wiąże - to ta pozycja może Wam przypaść do gustu. Jeśli jednak nie lubicie, gdy wstęp jest za bardzo rozbudowany, a książka ma dużo wątków i różnych sytuacji już na samym początku - możecie się szybko zmęczyć tą historią.