Warszawa. „Wielokondygacyjny budynek ludzki”, a w nim dwa światy, dwie odmienne rzeczywistości. W jednym miejscu, które mogłoby być ulokowane w jakimkolwiek innym zakątku Polski, przeplatają się losy dwu grup ludzi. Ludzi, mających odmienne spojrzenie na świat, żyjących w odmiennej rzeczywistości, żyjących zupełnie inaczej...
Pierwszy ze światów reprezentują przedstawicielki trzech pokoleń kobiet, mieszkające w szarym, jednopokojowym mieszkaniu, gdzieś w odrapanej kamienicy: Mała Metalowa Dziewczynka, jej mama – Halina oraz babcia, nazwana Osowiałą Staruszką Na Wózku Inwalidzkim. Ich życie usiane jest ciągłymi kłótniami i niesnaskami. Staruszka nieustannie wspomina czasy wojny, jej córka chodzi na „zakupy” do śmietnika, a arogancka wnuczka kpi ze wszystkiego i wszystkich. Można by pomyśleć, że ich świat jest całkowicie oderwany od rzeczywistości, jednakże lektura dramatu udowadnia nam, iż każda z przedstawionych bohaterek nosi w sobie cechy typowe dla większości Polaków.
Jest też drugi świat, ukazany na kartach "Między nami dobrze jest". Poznajemy w nim aktora, scenarzystę i prezenterkę telewizyjną – postaci, dla których priorytety stanowią: sława, splendor i kariera. Gardzą oni przeciętnością i biedotą, bywają na salonach i za wszelką cenę pragną „być kimś”, aby wyróżnić się spośród tzw. „szarej masy”.
Masłowska zderza i konfrontuje ze sobą te dwa światy – jeden szary, przygnębiający, zmarginalizowany, drugi piękny, kolorowy i bogaty. Sytuacja w jakiej znajdują się przedstawicielki pierwszego, sprowadza się do zepchnięcia ich do niby-rzeczywistości, opierającej się na nie byciu, nie istnieniu, nie zauważaniu. Z kolei istnienie przedstawicieli drugiego świata wiąże się z medialnością, konsumpcją i „bywaniem”. Kontrast ten uzmysławia czytelnikowi, jakie podziały funkcjonują w naszym społeczeństwie i jak bezwartościowi potrafią być ci, których uznaje się za wzory do naśladowania. Jednocześnie uwydatnia się przy tym głupota tych, którzy z takich postaci czerpią przykład...
To, co czyni dramat Masłowskiej wyjątkowym, to ujawniające się w nim: kpina, groteskowość i przerysowanie. To właśnie zestawianie i wykpiwanie obu światów napędza całą akcję i pozwala jej się rozwijać. Warto jednak zaznaczyć, że w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, „akcja” w Między nami dobrze jest nie istnieje – zostaje ona zastąpiona przez nieskładny dialog – „motor napędowy” dramatu. Postaci stają się tu pewnego rodzaju symbolami, a dialogi obnażają kunszt pisarski młodziutkiej autorki. Autorki, która jawi się nam jako czujna obserwatorka i znakomita innowatorka. I choć zarzucić jej można odejście od klasycznego modelu dramatu, nie przeszkadza to w uznaniu "Między nami dobrze jest" za dzieło naprawdę wyjątkowe. I wyjątkowo dobre.
Dorota Masłowska, pisząc swój drugi dramat, wykazała się niezwykłą dojrzałością. Nie można już mówić o niej, jako o „hańbie polskiej literatury” czy „krzyczącej, wulgarnej nastolatce”. Z pełną odpowiedzialnością uznać ją można za niezwykle ukształtowaną, świadomą kobietę, która w znakomity sposób potrafi przedstawić rzeczywistość za pomocą słów. Dzięki temu tekstowi młoda pisarka kolejny raz udowadnia, jak niezwykle zręcznie posługuje się słowem. Potrafi wymieszać ze sobą języki różnych pokoleń, grup społecznych i środowisk, tworząc innowacyjne sformułowania i zwroty. Mowa każdego z jej bohaterów jest inna i stanowi połączenie różnych języków i dyskursów. Pojawia się tu zatem mowa internetowa, język wywiadów, teksty sloganów reklamowych, fragmenty horoskopów i ulotek, język celebrytów, biedoty i polityków oraz mowa przedwojenna. Kalki i klisze z mowy ulicznej, sklepowej i „salonowej” kumulują się i stają się groteskowe, prześmiewcze, przerysowane.
Dorota Masłowska to „głos pokolenia”, niezwykle utalentowana, młoda pisarka, o której warto mówić. Należy mieć także nadzieję, że jej kolejna powieść – a takową zapowiadała wielokrotnie w wywiadach – okaże się kolejnym dziełem, prowokującym do dyskusji i wprowadzającym „nową jakość” do polskiej literatury.