Lucy Maud Montgomery to autorka znanej nam serii „Ania z Zielonego Wzgórza”. Ileż to dziewczyn, nastolatek i kobiet do dziś zaczytuje się w lekturach o słynnej i rezolutnej Ani, której przygody są niezmiennie ciekawe już od przeszło kilkudziesięciu lat. Z pewnością już do końca będziemy kojarzyć pisarkę z tą serią, chociaż na koncie ma również inne ciekawe lektury. Jedną z nich jest „Błękitny zamek” – powieść romantyczna i w dużej mierze urokliwa. Współczesny romantyzm rozumiany jest na wiele sposobów, dlatego warto czasem sięgnąć po starsze wiekiem książki, takie jak ta właśnie. Przemiło można spędzić z nią czas, który w żadnej mierze nie będzie stracony.
Valancy Stirling wiedzie ciężkie życie. Ma dwadzieścia dziewięć lat, wciąż jest niezamężna, a na dodatek mieszka z matką, co nie pozostawia jej bez krytyki ze strony rodziny. Tylko jej fantazje na temat Błękitnego Zamku, z idealnym księciem i dworem, są w stanie pomóc przetrwać w tak krytycznej rodzinie. Pewnego dnia, kiedy dowiaduje się, że cierpi na straszną chorobę, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Chce przeżyć pozostały czas najlepiej, jak to możliwe, chce żyć pełnią życia. Być może spotka swojego księcia z bajki, który sprawi, że Błękitny Zamek stanie się rzeczywistością…
„Ania z Zielonego Wzgórza” to klasyk. Do dziś kojarzyłam autorkę jedynie z tej serii, która wypełniła moje dzieciństwo fantastycznymi przygodami młodej i później dorosłej już panny Shirley. Teraz to „Błękitny zamek” przejął inicjatywę i panią Montgomery mogłam ujrzeć w kolejnym, bardzo korzystnym dla niej świetle. Co najbardziej rzuca się w oczy przy lekturze tego tytułu, to z pewnością pełna uroku historia Valancy. Z jednej strony jest jej ciężko, obowiązujące zasady tamtych lat nie pozwoliły jej na szczęśliwe życie. Brak męża stał się powodem do krytyki ze strony całej rodziny i znajomych, przez co ucieka do swojej wyobraźni, gdzie odczuwa radość. Dopiero w dobie ciężkich doświadczeń, odnajduje to, czego szukała całe życie. Przyznam, że patrząc na taki opis przez pryzmat współczesności, wygląda to nieco trywialnie, przygnębiająco i lekko fatalnie. Jednak właśnie na tym polega urok powieści: choćbyśmy czytali o wielu „dziwnych” dla nas wątkach czy też trudnych chwilach bohaterki, to zostało to napisane w taki sposób, że nie idzie oprzeć się całej lekturze. Oddany został charakter tamtych lat, ówczesnych zasad i choćbyśmy mieli jakieś wątpliwości przez lekturą, znikną one już po pierwszych stronach.
„Błękitny zamek” to historia pełna uroku i romantyzmu, jednak nie odnajdziemy w nim przerysowanych wydarzeń czy też cukierkowych zalotów. Chociaż końcówka należy do z lekka ckliwych, to cała powieść zawiera przede wszystkim delikatność i subtelne uczucia. Ponadto autorka zaserwowała nam niezłą zagwozdkę, która wyjaśnia się dopiero na samym końcu. Mamy więc do czynienia nie tylko z romantyzmem, ale również obyczajem i tajemnicą. Jak dla mnie te cechy w połączeniu ze znajomością pióra autorki brzmią naprawdę przekonywująco.
Lucy Maud Montgomery po raz kolejny udowodniła, że jej historie są mocno urokliwe i nieprzerysowane. Nie wyglądają sztucznie i choć są romantyczne, to wcale nie przepełnione wszechobecną sielanką. Jej powieści czyta się naprawdę fantastycznie i nie sposób jej nie polubić. „Błękitny zamek” to książka równie mocna jak cała seria „Ani z Zielonego Wzgórza”, dlatego z pewnością przypadnie do gustu jej fanom. Choć są od siebie różne, to pióro autorki zapewnia podobny klimat, który można odczuć na własnej skórze. Serdecznie polecam!