Moi Drodzy, dziś czas na recenzję długo wyczekiwanej pozycji, nowości, która miała ukazać się na naszym rynku w maju. Z pewnych powodów jej premiera została przesunięta na 18 września. Autora nie muszę Wam przedstawiać, bo w czeluściach indeksu odnajdziecie recenzje dwóch poprzednich tomów. Jak to było? Debiutancki "Detoks" oczarował mnie na tyle, że nie jestem do końca zadowolona z wpisu. "Trans" był kilka poziomów wyżej (do tej pory to mój ukochany kryminał w ogóle) z zakończeniem, które wbiło mnie w fotel. Uwierzcie mi, że siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na ten tom. Już jest, przeczytany wcześniej, dzięki uprzejmości samego Krzysztofa. Jak było z "Resetem"? Zapraszam na recenzję.
Fabuła jest dość zawiła, ale spróbuję Wam ją nieco nakreślić. Były już komisarz Tomek Kawęcki prowadzi nieco inne życie. Co prawda odszedł ze służby, ale nie porzucił poszukiwań seryjnego zabójcy kobiet z Łodzi, m.in studentki Martyny Bułeckiej i policjantki Magdy Giętkiej. Po drodze próbuje poukładać swoje sprawy, zamknąć rozdziały w tym również te mniej przyjemne w swoim życiu. Poznaje również zagadki innych osób tj. komendanta Dębca i przedsiębiorcy Zbigniewa Halberta. Tymczasem zabójca zniknął, nikt nie wie, gdzie się podziewa, co się z nim stało. Kamień w wodę. Przy okazji planuje kolejną zbrodnię. Spektakularną, już ostatnią. Czy uda się powstrzymać mordercę, zanim będzie za późno?
Mieszane uczucia żywię do samego Tomka. Z jednej strony nie można mu odmówić uporu, zawziętości i spostrzegawczości z doskonałą pamięcią, tak do cytatów, jak i do miejsc, osób. Widział i wiedział więcej niż inni. To skłoniło Witolda Ptaka do zaangażowania go w sprawę. Z drugiej strony to jest bohater z największymi możliwymi skazami. Porachunki gangsterskie, z których wynikają takie a nie inne konsekwencje. Uzależnienie od alkoholu (chociaż kilka dni wytrzymał-szacunek), kawy (słynny termos) i papierosów, które albo kończy palić i odkłada do popielniczki, albo je depcze, albo dopiero pali. Wrak człowieka, powiecie. Jest irytujący, nieufny, ale jako były policjant kto mu zabroni? Często balansuje na granicy prawa, nagina przepisy. Chodzi po różnych dziwnych miejscach (agencje towarzyskie, kasyna). Nic dziwnego, że nie jest lubiany przez swoich kolegów. Mimo wszystko, będzie potrzebny. Po co? Sprawdźcie.
Jakub Możejko - następny "ciekawy" typ - został przeze mnie nazwany roboczo "wykształconym menelem". Co z tego, że kiedyś wykładał na uniwersytecie, jeśli jego życie zupełnie legło w gruzach? Wiecznie uzależniony od seksu, od kokainy, tylko szuka okazji, żeby coś osiągnąć. Rodzajem terapii miała być pisana przez niego książka, do której stworzenia zainspirowała go sprawa z "Detoksu". Nie jestem w stanie polubić tego bohatera. Niestety.
Trzeba pochwalić naszego autora za portret samego mordercy. Miał swój typ ofiar i powód morderstw. W "Transie" zgadywałam, kim on jest i co nim kieruje - teraz to już jasne. Policja jednak wiedziała, kogo szukać, ale nie wiedziała, gdzie. Miała być jeszcze jedna zbrodnia i była z przygodami po drodze. Bardzo ważny jest tutaj motyw religijny, którym kieruje się sprawca. Pod tym względem dobiera ofiary. Szykujcie się na spektakularny ciąg dalszy tej sprawy.
Prowadzone śledztwo to także aspekt, o którym muszę wspomnieć. Okazuje się, że kilkanaście miesięcy pracy śledczych, spełzło na niczym. W pewnym momencie sama już oszalałam, o co chodzi. Dopiero zawrócenie, i ostateczne zaangażowanie Tomka okazało się pomocne. Wszyscy spodziewali się kolejnego ataku, chociaż było wiadomo, kogo szukają. Czy mieli rację?
Miejscem akcji jest Łódź, która jawi się z kart tej książki jako miasto zupełnie zepsute, brudne, skalane złem, zdeprawowane, skorumpowane do granic możliwości. Czego tutaj nie ma! Mamy handel (przez "H" właściwie), hazard, agencje towarzyskie, kasyna, układy, porachunki, porwania, strzelaniny i zwroty akcji, których nie byłam w stanie przewidzieć. Autentycznie co rozdział miałam otwarte usta ze zdziwienia, co tutaj się wydarzyło. Czułam się, jakbym wpadła w sieć pająka (paradoks, bo mam arachnofobię), z której nie tak łatwo się wydostać. Trzeba przebrnąć uważnie przez każdy element tej układanki, żeby złożyć ją w całość finalnie. Ta recenzja mogłaby zawierać we wstępie hasło "NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ", ale celowo go tam nie umieściłam. Kiedy wydawało mi się, że już coś wiem, nagle dochodził element z innej strony. Tutaj było wiele wątków, które przecież Krzysztof Domaradzki zamknąć musiał, skoro w planie była (tylko!) trylogia. Nie byłam w stanie przewidzieć, co się wydarzy za kilka kolejnych stron, a to jest jedna z cech dobrego kryminału. Uwierzcie mi, że żałuję bardzo, bardzo, że to już ostatni tom. Szkoda.
Elementem, który pewnie ciekawi najbardziej wszystkich, jest zakończenie. Oczywiście nie zdradzę go Wam, bo byłaby to zbrodnia na literaturze i to ta z kręgu okrutnych. Dodam tylko, że o ile po "Transie" krzyczałam (nie przytoczę tych epitetów), tak tutaj nie mówiłam nic. Tak musiało być. Nie wiem, jak Wy przyjmiecie tę końcówkę. Jest mocno i dość zaskakująco. Tym samym zgadzam się z napisem na okładce.
Co ja Wam mogę jeszcze zdradzić? Nic, przykro mi. Mogę za to oficjalnie ogłosić, że właśnie przeczytaliście recenzję najlepszej trylogii tego roku! Tu jest dosłownie wszystko. Duży plus dla Krzysztofa Domaradzkiego za niezbyt wiele wątków obyczajowych. Jeżeli piszemy kryminał, to idziemy właśnie w trupy, w więzienia, w meliny, w gangi i w śledztwo, a nie love story, jak zwykli to czynić co poniektórzy twórcy. Nie cierpię takich mieszanek. Autor wie, co czułam, czytając, gdyż na bieżąco go o tym informowałam i to jest dobry sposób na uporanie się z emocjami podczas lektury, a takich nie zabrakło. Muszę tak robić częściej, zdecydowanie. Słowem? Polecam, nie czuję się zawiedziona. Jest na co czekać, polujcie. Nie wiem, czy będziecie wstrząśnięci, czy zmieszani tym tomem, ale na pewno jakieś emocje on wywoła. Polecam jeszcze raz. Nie wiem, która książka będzie najlepszym kryminałem roku, ale "Reset" na pewno zostanie wzięty pod uwagę.