Katarzyna jest świeżo upieczoną absolwentką SGGW która przyjeżdża w Bieszczady w jednym celu - zbierania materiałów do pracy doktorskiej na temat wilków, ich zwyczajów, migracji itp. Okazuje się że na miejscu musi zmierzyć się nie tylko ze spartańskimi warunkami jakie zastaje w miejscu w którym ma mieszkać, ale także z uczuciem które rodzi się między nią a Olgierdem, zaprzeczeniem charakteru drugiego współmieszkańca "Kluneja" czyli Marcina. Początkowo są nieufni względem siebie, ale łączy ich wspólna pasja tzn. wszyscy troje kochają wilki. Katarzyna rozpoczyna dzienne i nocne obserwacje, aż pewnego wieczoru błądzi w lesie i gdy wraca szukając chatki doskonale wie że nie jest sama, w ciemności odnajduje błyszczące pary oczu które jej towarzyszą aż do chatki. Towarzysze się wyśmiewają, nie dając wiary w jej opowieść, ale Kasia jest pewna że wilki szły blisko niej, jakby ją asystowały i jakby czuły że jest z nimi związana i pragnie je za wszelką cenę chronić, również publicznie w czasie przyjęcia u Leśniczego potępiając kłusownictwo co się spotyka z konsternacją obecnych i opowiada o uratowaniu wilka z wnyków. Prawie nikt nie daje wiary temu, że ranny wilk pozwolił jej podejść tak blisko, aby odciąć drut.. Kasia rozpoczyna obserwację grupy z wybranego wcześniej miejsca na drzewie i z bezpiecznej odległości. Zdumiewa ją fakt że jest prawie pewna że wilki są pewne jej obecności (świadczy o tym chociażby zagubiona parasolka), ale jednocześnie wszystko pozostaje takie samo. Wilki wychodzą z nory, małe wilczki bawią się ze sobą a inne zachowują się również spokojnie, co pozwala Kasi na tworzenie bezcennych notatek do swojej pracy naukowej. Kasia nadaje każdemu wilkowi imię, a jednocześnie widzi jak są różni charakterologicznie. Niestety nadchodzi czas kiedy młoda pani magister musi wracać do Warszawy, ale wcześniej chce załatwić jeszcze jedną sprawę. Okoliczni ludzi oskarżają wilki o spustoszenia w ich zagrodach, że ci napadają na owce i je pożerają. Katarzyna proponuje nabywanie psów pasterskich, które doskonale nadają się do obrony przed wilkami i ochrony gospodarstw. Niestety, bez większego posłuchu, ale przypadkowo poznaje wdowę której również ten problem dotyczy i która zgodzi się wziąć dwa małe szczeniaki , ale obarcza kosztami utrzymania Kasię, która na to ochoczo przystaje. Katarzyna wiec sprowadza psy, a po krótkim czasie wraca do Warszawy gdzie przygotowuje się do obrony doktoratu, chodzi na konsultacje i spędza długie godziny w bibliotekach, jednocześnie myśląc o Olgierdzie, który również wyjechał. Bardzo tęskni za Beskidami, za chłopakami i za wilkami. Przed obroną doktoratu i rozpoczęciu pracy ze studentami ojciec Kasi proponuje wspólny wyjazd do Toskanii. Kasia się zgadza, ale bardziej z powodu aby nie zrobić przykrości ojcu, niż z samej potrzeby odpoczynku. Po obronie doktoratu telefonuje Klunej który informuje Katarzynę o tym że eksperyment w gospodarstwie Pani Bździunik się udał, wilki nie atakują tego gospodarstwa i że ostatnio zauważył nową watahę wilków. Wtedy Kasia wiedziała co robić...spakowała się i wyruszyła w kierunku Bieszczad na tygodniowy urlop. Kasia wiedziała że przyjeżdża również Olgierd, co ją bardzo ucieszyło, ponieważ do tej pory nie rozmawiali o tym co się właściwie stało. Ostatniego wieczoru kiedy myje talerze nagle przez okno widzi Kapuze z dubeltówką. Okazało się że przez ten czas kiedy jej nie było leśnik zrobił go swoim pomocnikiem, chociaż sama otwarcie oskarżała go kłusownictwo. Postanowiła go śledzić, nie zatrzymał ją nawet widok Olgierda który właśnie wysiadał ze swojego jeepa. Wsiadła na rower śledząc Kapuze, ale niestety po krótkim czasie zgubiła trop. Kiedy zrezygnowana chciała wracać nagle usłyszała odgłos spłoszonych kruków. Doskonale wiedziała że to coś ważnego i pobiegła w kierunku oświetlonej polany. To co zobaczyła było dla niej strasznym ciosem. Stado kruków, zabity jeleń i wilki które pożerały mięso, tylko jeden "Czarny" stał na nogach jakby chciał chronić innych przed ciosem, a był nim Kapuza, a raczej jego wycelowana dubeltówka wprost w kierunku "Czarnego". Do końca wierzyła że się uda dobiec, ostrzec wilki, niestety strzał był szybki, Kasia ostanie co pamięta to szorstki język zwierzęcia na swojej twarzy.
Dla mnie osobiście "Nakarmić wilki" jest książką bardzo osobistą, która niesie dla mnie duży potencjał wspomnień z dzieciństwa. Prawie każdy weekend spędzałem u babci w Beskidzie Niskim w chatce wśród lasów, a wieczorami wilki podchodziły pod zagrodę i wyły. Nigdy tego nie zapomnę. Najnowsza książka Marii Nurkowskiej jest bardzo zielona, pachnąca lasem oraz tym za czym tak tęsknimy, chociaż często się do tego nie potrafimy przyznać. Autorka ukazuje doskonałe studium psychologiczne głównych postaci, pięknie maluje krajobrazy i trafnie interpretuje zachowanie wilków. Serdecznie polecam na długie jesienne wieczory, ja ją przeczytałem w parę godzin, ponieważ jest to lektura bardzo wciągająca i pouczająca. Polecam każdemu bez względu na wiek.
Nowa powieść Nurowskiej jest inna od pozostałych, wprowadza nową tematykę, a mnogość wątków sytuacyjnych sprawia że się nie nudzimy i nie nużymy. Ja osobiście mogę nazwać tę książkę już "kultową", ale jest to spowodowane tym, że znam wiele podobnych sytuacji z autopsji. Mogę powiedzieć że odnalazłem się po części w niektórych postaciach. Nurowska przywołała na dwa wieczory moje dzieciństwo, za co jestem jej wdzięczny. Znowu zatęskniłem za tą dziką przyrodą i za chatką babci ukrytą w lesie.