Wszyscy tacy sami. Zarówno z wyglądu jak i zachowania. Podporządkowani władzy. Bez żadnych pytań, bez najmniejszego sprzeciwu wykonują polecenia. Nie chcą wierzyć, że istnieje inne, lepsze miejsce, a ich życie nie musi wyglądać tak, jak do tej pory. Są pewni, że przezroczysta bańka, kopuła ich chroni. Ale czy na pewno?
Szesnastoletnia Neva, żyje w miejscu oddzielonym od świata zewnętrznego, przezroczystą ścianą energii. Życie wewnątrz nie jest jednak tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Powoli zaczyna brakować potrzebnych surowców, a mieszkańcy umierają na choroby genetyczne, ponieważ są zbyt podobni do siebie. To nie koniec, najdziwniejsze jest to, że codziennie bez śladu znikają ludzie, którzy w jakiś sposób wydają się być niebezpieczni dla Rządu. Pewnego dnia, bez wieści znika również babcia bohaterki i z tygodnia na tydzień, lista zaginionych się zapełnia. Młode osoby nie chcą się tak łatwo podporządkować władzy, i aby okazać swój sprzeciw, tworzą na swojej skórze znaki. Do tej grupy należy główna bohaterka oraz jej najlepsza przyjaciółka, Sanna. Obydwie dziewczyny mają dosyć poczynań Rządu, który ingeruje się w życie mieszkańców. Wspólnie obmyślają plan buntu, który kończy się zwycięstwem. Jednak od tego momentu, ich życie się komplikuje. Znika kolejna osoba, a Neva zakochuje się w tajemniczym Braydonie, który jest… chłopakiem Sanny.
Historia sama w sobie jest bardzo ciekawa i pomysłowa, jednak największą zaletą książki jest jej język i nieszablonowość. Pióro autorki jest lekkie i łatwo przyswajalne, dzięki czemu świat przedstawiony przez Sare Grant wydaje się być tak prawdziwy, że jest w stanie zauroczyć czytelnika, chociaż nie jest to wymarzone miejsce dla osób przyzwyczajonych do wolności. Kto bowiem, chciałby być na każdym kroku obserwowany i przy nadmiernej ciekawości, mogłoby mu grozić śmiertelne niebezpieczeństwo? Postacie zostały dobrze wykreowane, dzięki czemu czytelnik od razu jest w stanie je polubić lub znienawidzić. Największy problem mam przy ocenieniu Nevy. Niby darzę ją sympatią, ale z drugiej strony, jak mogę polubić osobę, która przez swoje egoistyczne postępowanie rani wszystkich wokół siebie i na dodatek, odbija chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki?
Widząc same pozytywne opinie byłam pewna, że przeczytam bardzo dobre dzieło, jednak tak się nie stało. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron miałam wrażenie, że czytam o wszystkim, ale też o niczym. Akcja mimo, że nieprzewidywalna, to rozwijała się bardzo wolno i dopiero w połowie zaczęło się dziać coś naprawdę interesującego, co byłoby w stanie mnie dostatecznie mocno wciągnąć. „Neva” jest kolejną pozycją, która przedstawia antyutopijną wizję świata i z tego też powodu, cały czas podświadomie porównywałam ją z „Igrzyskami Śmierci”. Niestety nie wyszło z tego nic dobrego. Dzieło Sary Grant nie umywa się do serii stworzonej przez Suzanne Collins. Dlaczego? Ponieważ nie było w stanie wzbudzić we mnie równie silnych emocji. Przy „Igrzyskach …” zarówno płakałam jak i się śmiałam, a tutaj? Przez całą lekturę na mojej twarzy nie pojawił się ani jeden uśmiech, i ani jedna łza.
Wydaje mi się, że głównym powodem, który spowodował, że lektura nie zaspokoiła moich czytelniczych potrzeb jest to, że miałam w stosunku do niej zbyt wysokie wymagania. Pragnęłam przeczytać książkę wciągającą, przez którą nie będę mogła normalnie funkcjonować, zamiast tego otrzymałam pozycję, o której po pewnym czasie zapomnę.