Dzisiaj chcę Wam przekazać słów kilka na temat „Apteki marzeń” Nataszy Sochy. Bardzo byłam ciekawa tej opowieści i przyznaję, że spełniła ona moje oczekiwania. Jest to smutna i niezwykle przejmująca historia, która niesie nadzieję i pozwala uwierzyć w cuda… W książce zostały opisane prawdziwe wydarzenia, a chore dzieci na onkologicznym oddziale szpitalnym to nie fikcja literacka, ale rzeczywisty niestety świat, w którym nadzieja umiera ostatnia.
Zagłębiając się w lekturze poznajemy dwie dziewczynki dotknięte okrutną i bezlitosną chorobą nowotworową, która nie uznaje kompromisu. U Oli w wieku trzech lat stwierdzono neuroblastomę i od tego momentu życie dziecka oraz całej jego rodziny naznaczone jest ciągłymi pobytami w szpitalu, bolesnymi zabiegami i nieustanną walką o każdy kolejny dzień. Nowotwór nie daje za wygraną, a każda kolejna chemia niesie za sobą ogromne ryzyko. Karolina to żywiołowa piętnastolatka, u której zdiagnozowano chłoniaka. Życie dziewczyny staje na głowie, chemia zwala ją z nóg, ale ogromna siła woli i determinacja pozwala przetrwać najgorsze chwile. Wsparcie najbliższych, a przede wszystkim dopiero co poznanego przyrodniego brata jest dla niej dodatkową motywacją do walki. To Karolina pragnie pomóc spełniać marzenia chorych dzieci i wypuszczać do nieba czerwone baloniki z życzeniami. To ona jeździ po szpitalach i z pomocą życzliwych osób stara się nieść radość w cierpieniu. To ona walczy ze słabością własnego ciała czekając na przeszczep. I wreszcie to ona oddaje swoje marzenie małej Oli, która od trzech lat nie może pokonać choroby.
Pani Natasza podzieliła się ze swoimi czytelnikami przepiękną przejmującą opowieścią, która chwyta za serce. Bo cóż może być gorszego od dziecka naznaczonego przez nowotwór – młody organizm u progu życia niszczony dzień po dniu przez zmutowane komórki, które nie chcą się poddać. Gdy rak dotyka dziecko, razem z nim choruje cała rodzina. Nagle zmieniają się priorytety, walka o każdy dzień staje się codziennością, a zwykła proza życia to teraz rzadkie święto. Autorka sporo miejsca poświęca przeszczepowi szpiku, który sprawdza się nie tylko przy białaczce, ale jest pożądany w leczeniu także innych typów nowotworów. A rodzajów tego paskudztwa jest cała masa. Pani Natasza zwraca też uwagę na pozytywne nastawienie i determinację do ciężkiej, morderczej walki, która daje jednak realną szansę na zwycięstwo. Jesteśmy zasypywani medyczną terminologią, nazwami związków chemicznych biorących udział w leczeniu i to właśnie dzięki temu możemy lepiej poznać cały ten skomplikowany mechanizm działania lekarzy, którzy są zdecydowani walczyć o dosłownie każdego pacjenta.
Historia Oli jest oparta na autentycznych wydarzeniach, a postać Karoliny łączy w sobie kilkoro dzielnych i niesamowitych dzieci gotowych do działania i zrobienia czegoś dobrego dla innych. A trzeba Wam wiedzieć, że radość, uśmiech i pozytywne emocje działają jak cudowne lekarstwo i są trudnym przeciwnikiem dla upartego i bezwzględnego raka. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli pacjent chce żyć, to nawet najgorsza choroba jest bezsilna.
W historiach opartych na faktach nigdy nie oceniam samej opowieści. Z tym co wydarzyło się naprawdę nie można dyskutować. Tutaj liczą się emocje i wpływ opisanych zdarzeń na odbiorcę. Ale wiedzcie, że książkę bardzo dobrze się czyta, a kibicowanie młodym bohaterom w zmaganiach z ciężką chorobą wywołuje morze emocji.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po „Aptekę marzeń” to koniecznie postarajcie się o tę powieść. Warto po nią sięgnąć, aby poznać historię małej, ale bardzo dzielnej Oli oraz uświadomić sobie, jak wiele może zrobić każdy z nas dla drugiego człowieka ofiarując mu trochę radości, a czasem nawet zdrowe i szczęśliwe życie.