Zima 1992 roku. Thomas, Maxime oraz Fanny są najbliższymi przyjaciółmi. Niespodziewanie w ich świat wkracza Vinky. Pełna wdzięku rudowłosa dziewczyna z miejsca przykuwa uwagę wszystkich. A już w szczególności Thomasa, który kompletnie traci dla niej głowę. Ale pewnego mroźnego wieczoru, gdy za oknem szaleje śnieżyca, Vinky niespodziewanie znika ze szkoły. Szybko rozpowszechniają się plotki, jakoby uciekła z nauczycielem filozofii z którym łączył ją sekretny romans.
Wiosna, 2017 rok. Thomas jest uznanym i popularnym pisarzem, który od lat mieszka w Nowym Jorku. Mało kto wie, że pisanie jest jego prywatną ucieczką od trawiących go wyrzutów sumienia związanych z pewnym tragicznym wydarzeniem sprzed niemalże ćwierć wieku. Tego dnia stracił również miłość swojego życia, za którą tęsknota wciąż wypala mu dziurę w sercu. Tymczasem nadszedł wreszcie czas na konfrontację z przeszłością. Z Thomasem kontaktuje się Maxime, którego nie widział od lat. Okazuje się, że z racji pięćdziesięciolecia ich starego liceum, ma zostać tam przebudowana hala sportowa. Na pozór nic wielkiego. Ale Thomas oraz Maxime zdają sobie sprawę, że ten remont może doprowadzić do ujawnienia kulisów szokującej zbrodni, którą wspólnie popełnili tamtego grudniowego wieczoru, kiedy zniknęła Vinky.
Gdy po latach spotykają się niemalże wszyscy uczestnicy tamtych wydarzeń, okazuje się, że każdy z nich ma w głowie inną wersję tego wieczoru. Co tak naprawdę wydarzyło się w grudniu 1992 roku? I co stało się ich szkolnej koleżance, która rozpłynęła się jak kamfora i do tej pory nikt nie natrafił na jej ślad?
"Zjazd Absolwentów" to moje drugie spotkanie z twórczością Guillaume Musso. Mimo bardzo wielu pochlebnych recenzji, podchodziłam do tej książki z wielkim sceptycyzmem, ponieważ początek mojej przygody z tym francuskim pisarzem był mocno rozczarowujący. Czy tym razem jest lepiej? I tak i nie. Mam wrażenie, że tworzenie alternatywnego świata, gdzie bohaterom wszystko idzie jak po maśle jest domeną Musso. Zarówno w poprzedniej historii jaką miałam okazję czytać tak i tutaj bohaterowie mają odpowiedź na każdą zagadkę dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wystarczy jeden telefon czy przejrzenie kilku stron w internecie i pyk, mamy wyjaśnienie podane na tacy. Aż trochę mnie zaczęło zastanawiać, co takiego robił główny bohater przez niemalże ćwierć wieku, skoro wystarczyło, że wysilił trochę mocniej mózgownicę i w dni trzy dni rozwiązał zagadkę zniknięcia swojej szkolnej miłości.
Nadawanie jakiegokolwiek charakteru swoim postaciom najwyraźniej nadal autora przerasta, ale i tak jest lepiej aniżeli ostatnio ( chyba najwyższa pora, żeby ktoś go uświadomił, że sam opis wyglądu zewnętrznego to nie wszystko). Bohaterowie stworzeni przez Musso nie mogą się pochwalić więcej niż jedną, maksymalnie dwoma cechami charakteru ( a to już naprawdę wielka szczodrość). Najlepszą kreacją może się pochwalić tutaj Vinka, chociaż pojawia się tylko w wspomnieniach innych. Dziewczyna z dwiema twarzami i całym zapleczem sekretów. Wizerunek słodkiej i nieco tajemniczej doprowadził Thomasa do niemalże niezdrowej obsesji na jej punkcie, co w efekcie doprowadza go do popełnienia zbrodni. Dopiero gdy zaczyna na poważnie badać przyczyny jej nagłego zniknięcia i konfrontuje fakty z własnymi wyobrażeniami na jej temat, uświadamia jak daleko było jej do ideału, który stworzył we własnej głowie.
Skłamię, jeśli powiem, że "Zjazd Absolwentów" mnie nie wciągnął. Dałam się ponieść tej historii i w pewnym momencie nawet przestały mi przeszkadzać wylewające się z każdej strony absurdy i nawet udało się autorowi parę razy mnie zaskoczyć. Jeśli nie będziecie łapać się za głowę przy każdym uproszczeniu fabularnym, oraz przymkniecie oko na szyte bardzo grubymi nićmi zakończenie, to najnowsza książka Musso może stanowić całkiem przyjemną rozrywkę na jedno popołudnie, o tak takie książkowe guilty pleasure, które można wcisnąć między bardziej wymagającą lekturę. Chociaż mamy tutaj wszystko czego trzeba wymagać od kryminału- parę trupów, kilka tajemnic do rozwiązania oraz całe mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, to wciąż daleko poziomem chociażby do autorów wymienianych z tyłu okładki. Ani wam kapcie nie spadną z nóg ani nie będziecie mieć gęsiej skórki, ale przynajmniej spędzicie mile czas.