Na wstępie swojego listu chciałbym drogi czytelniku wyraźnie zaznaczyć, żebyś nigdy, ale to przenigdy nie sugerował się negatywnymi recenzjami. Pozytywnymi też nie, ale zmierzam do tego, że wskutek recenzji negatywnych mocno, nie przeczytałem tej książki przez lat kilka, odbierając sobie niekwestionowaną przyjemność przeżywania adrenalinowego wtrysku emocji. Tak, tak, wiem. Sam napisałem przez ostatnie lata kilkadziesiąt recenzji-paszkwili bawiąc się różnymi konwencjami, ale! Nigdy nie mam zamiaru odwieść czytelnika od lektury, ba! Przeciwnie, im gorsza książka tym czytanie być i może lepsze nosząc za sobą walor rozrywkowy. Oczywiście zachowując umiar, rozumem dyktowany.
Do brzegu zatem dopływając, rok temu równo zakupiłem książkę niniejszą, przebywając w rodzinnym mieście, jednak przeczytać jej nie mogłem z uwagi na kompanów, którzy od lektury odciągnąwszy moją osobę, zawlekli mnie do baru i tak książka przeleżała, rzucona gdzieś, rok.
Po lekturze nie jednym tchem a wieloma mogę powiedzieć stanowcze O losie! To jest bardzo dobry kryminał policyjny z elementami thrillera. Podstawą jest oczywiście intryga, sprawa kryminalna, a jakże morderstwo – a najlepiej kilka i to seryjnie. Klisza i owszem, ale nic poniżej +1 trupów się do opisania nie nadaje, bo weź tu napisz kryminał o tym, że menel menela o flaszkę zabił. To by dopiero było banalne! Tutaj historia jest mocniej skomplikowana, bo zaangażowano również przeszłość głównego bohatera, który Igorem będąc, został dodatkowo Brudny. Jak Harry. Początkowo myślałem, że to deficyt fantazji Autora, jednak okazało się, że bohater sobie sam takie nazwisko wybrał, co, a contrario spodobało mi się natychmiast. Zmienna jest natura czytelnika. Są zakonnice, są księża, są morderstwa i iście Chattamowskie rozwinięcie akcji. Ta książka jest napisana właśnie w takim nieco dynamicznym stylu. Oczywiście w tle wątek miłości spełnionej jak i tej kroczącej w nieśmiałej niemożliwości spełnienia, co podgrzewa atmosferę myśli czytelnika pragnącego romantyzmu obok przemocy (a więc bingo!).
Charaktery pobudowane bardzo przyjemnie, niepostrzeżenie wyraziste i nieprzesadzone. Wspomniane do potęgi entej problemy życiowe czy raczej tutaj przeszłość Policjanta Głównego Bohatera są sensowne i przyjemnie wpasowane w fabularną ciągłość. Klocki powieści, o czym często lubię wspominać, są poukładane dobrze, książka nie jest szarpana jakimś kolejowym układaniem przęseł fabuły. Autor porobił robotę dobrze. Motyw, by to rzec, rodzinny poprowadzono niemalże genialnie, aby w iście Chattamowskim, lub żeby nie powtarzać, Carterowskim stylu thrillera, dokończyć akcję powieści. Bez oczywiście przesady, pamiętając o polskich warunkach społecznych i policyjnych.
Napięcie, obok dobrej fabuły i bohaterów jest dozowane spokojnie, powoli, by przyspieszając do adrenalinowo pozytywnych poziomów przykleić czytelnika na ostatnie kilkadziesiąt stron mocniej do książki. Jest więc poprawnie, właściwie nawet więcej niż poprawnie. Warsztatowo i językowo przyczepić się nie można, a mrozowy risercz, czy właściwie jego brak jest tutaj nieobecny, Pan Autor i o pracy Policji zasięgnął języka i lekarzy Pato, a i lokacje drogi czytelniku możesz odwiedzić osobiście, również więc tutaj nie można zarzucić partactwa pisarskiego.
Czy ta książka ma wady, owszem kilka rzeczy chciałbym poznać głębiej, kilka może pominąć, trochę można było przeszłościowe wątki rozwinąć mocniej, ale to przecież nie Kańtoch tylko Piotrowski, dajmy człowiekowi pisać po swojemu. Mocna, trzymająca za pysk lektura, co do brutalności – ja bym w to szedł mocniej.
Przeczytam drugi tom, tak.
14.05.2024 r.