Marcin Halski zadebiutował w 2020 roku książką, a właściwie poradnikiem, pełnym humoru i spostrzeżeń, dotyczących życia dwojga ludzi pt. „Dlaczego szczęśliwy człowiek nie żeni się z kobietą”. Kolejną książką autora było wydane w niewielkim nadkładzie cyniczne postapo pt. „Rise in Wojkowice hell”. „Chrystusowa Ziemia” jest jego trzecią książką, która utrzymana jest w podobnym klimacie. To mroczna powieść postapo, osadzona w polskich realiach.
Świat po wielkiej katastrofie, podczas której natura wystąpiła przeciwko człowiekowi. Ocalała ze strasznego pogromu resztka ludzkości gnieździ się w tym co pozostało z miast. Ludzie żyją w warunkach urągających ludzkiej godności. Bez bieżącej wody, prądu, mebli, cisną się w naprędce zbudowanych klatkach, nie mają z czego gotować, bo nie są uprawiane rośliny, a zwierzęta są w tej wojnie przeciwnikiem. Nieco inaczej żyją elity, które wpadły na pomysł, jak zabezpieczyć się przed atakującą zmutowaną zwierzyną. Powstał ogromny mur oddzielający miasto od lasu. Do pracy przy murze wysyłani są ludzie przyłapani na jakimkolwiek nieprzestrzeganiu norm. Łatwo sobie wyobrazić, że trafiają tam nie tylko przestępcy, a także zwykli ludzie, którym zdarzyło się krzywo spojrzeć na działania systemu. Wysłanie do tej pracy oznacza pewną śmierć. Leon, jeden z głównych bohaterów książki, trafia za niewielkie przewinienie do pracy przy murze. Pewnego dnia, dość przypadkowo, udaje mu się uciec. Trafia do Częstochowy, jednego ze świętych miast, gdzie życie wygląda trochę lepiej, chociaż tutaj też brakuje wszystkiego. Jak się później okazuje, to miejsce również skrywa wiele mrocznych tajemnic. Do tego zaczyna dziać się coś dziwnego. Ktoś lub coś morduje całe niezależne osady ludzkie, które nie wyznają żadnej wiary. Czy to nadal zwierzęta czy może ludzie? Leon powoli zaczyna tracić wiarę w swoją misję i ideały, które trzymały go przy życiu. Kiedy pod mnisim kapturem Leon rozpoznaje kogoś, kto nigdy nie powinien należeć do tego grona, jego wiara załamuje się całkowicie. O co tu chodzi? Czy nadal tylko o zapewnienie bezpieczeństwa przed groźnymi mutantami? A może o coś zupełnie innego?
(…) każdą chwilę szczęścia trzeba zawsze odpokutować. Nawet kiedy myślimy, że udało nam się osiągnąć cel i szczyt marzeń, cena, którą trzeba zapłacić, jest na tyle duża, że gdybyśmy wiedzieli o niej wcześniej, nigdy nie stanęlibyśmy do walki o swoje pragnienia.
Powieść Marcina Halskiego jest niesztampowa, świeża, interesująca. I wciąga jak magnes. I chociaż mam odnośnie książki pewne „ale”, lektura mnie usatysfakcjonowała. Genialny jest klimat powieści, z łatwością można wczuć się w sytuację nie tylko bohaterów, ale też ludzi, którzy dotknięci katastrofą musieli całkowicie przewartościować swoje życie. Podoba mi się wizja przyszłości przedstawiona w książce i fakt, że autor przy okazji zwrócił uwagę na potrzebę ochrony przyrody. Świat pokazany w powieści jest przygnębiający i, mimo zmutowanych stworzeń, bardzo realistyczny. Autor w dobitny sposób ukazuje co może się stać, jeśli nadal będziemy uważać siebie za pępek świata i z takim lekceważeniem podchodzić do praw, którymi rządzi się natura. A to dopiero początek kłopotów. Innym istotnym wątkiem, jaki poruszył w powieści autor jest Kościół i jego polityczna, ekonomiczna i społeczna rola w Polsce. Biedni ludzie, których jedynym celem stało się przetrwanie, są mamieni obietnicami bez pokrycia i perfidnie oszukiwani. A to wszystko w imię wiary i wyższego dobra. Ci wszyscy ludzie zaufali władzy, a teraz żyją na krawędzi zagłady, gorzej niż zwierzęta, zaszczuci, zniewoleni. Czasem wśród elity dochodzi do przebłysków człowieczeństwa, pojawia się myśl, że można żyć inaczej, że można zbudować nową cywilizację na innych podstawach. Jednak te myśli (i ludzie) są szybko „usuwane”, aby gehenna mogła trwać dalej. Komuś z tym najwyraźniej jest dobrze i ma w tym jakiś cel. I tu pojawia się myśl, kto tak naprawdę jest tym złym, kogo trzeba obawiać się bardziej? Na moje wychodzi, że jak zawsze, człowieka. I to również pokazuje ta książka. Ale nie tylko to. Zostało w niej poruszonych tak wiele egzystencjalnych spraw, że ciężko opisać wszystkie. Zresztą nawet nie chcę ich wszystkich opisywać, bo zabrałabym Wam przyjemność z lektury. Wspomnę tylko, że owe sprawy generują wiele pytań, które domagają się odpowiedzi. Tych najważniejszych, od nas samych.
Zatrzymam się na chwilę przy tych „ale”, o których pisałam na samym początku. Krótko, są kwestie, które nie zostały wystarczająco wyjaśnione. Nie do końca zrozumiałam pewne sprawy, prawdopodobnie dlatego, że zostały zbyt ogólnie opisane, zabrakło im rozwinięcia. Odnosiłam czasem wrażenie, że autor popędzał akcję do przodu, aby nie nużyć czytelnika. Z jednej strony to oczywiście plus, nie lubię akcji, która się wlecze, szczególnie w tego typu powieściach. Jednak czasem warto się zatrzymać, aby dokładnie wyjaśnić niektóre aspekty. Tu akcja gnała, momentami przeskakiwała o jakiś czas do przodu. To powodowało w książce pewien chaos. Mimo to pozycja ta trzyma się kupy, dlatego nie będę zbytnio się czepiać. Tym bardziej, że wiem, że autor szykuje kolejną część i ma w planach rozwinąć niektóre wątki. Czekam zatem z niecierpliwością, a tymczasem polecam Wam lekturę tej świetnej książki. Nie tylko doskonale obrazującej ciekawą wersję postapokaliptycznej rzeczywistości, ale też poruszającą wiele trudnych i aktualnych spraw. Książka obfituje w interesujących bohaterów, za których działaniem stoją konkretne motywy, mniej lub bardziej skomplikowana przeszłość i bagaż doświadczeń. Postaci nie są papierowe, jednak czegoś mi w nich zabrakło, aby móc stwierdzić, że są kompletne. Mam nadzieję, że również o nich więcej dowiemy się w kolejnym tomie.
Kiedy zginęła jej matka, zdała sobie sprawę, że poczucie bezsilności, kiedy staje się zbyt ogromne, zamienia się w nienawiść do samego siebie. A wtedy dużo łatwiej popełnia się błędy. Kiedy na nic nie ma się wpływu, a trzeba działać, każda chwila zwątpienia może kosztować zbyt wiele. Bo bezsilność to nienawiść. Nienawiść to błąd. A w świecie, w którym przyszło jej żyć, nawet najmniejszy błąd mógł oznaczać śmierć.
„Chystusowa Ziemia” ma to coś, coś nieuchwytnego, co sprawia, że nie chcesz przestać czytać. Książka, choć nie jest technicznie doskonała, poraża autentycznością. Pokazuje przyszłość, która jednocześnie przeraża i fascynuje. Zmusza do zadawania pytań i refleksji nad ludzką naturą. Mnie oczarowała! Wizją przyszłości, konstrukcją świata, klimatem, doborem scen, akcją i właściwie chyba wszystkim. Jeśli lubicie postapo, musicie tę mroczną powieść przeczytać. Polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Chrystusowa ziemia” Marcin Halski – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)