Gerdien Verschoor, z wykształcenia historyk sztuki, napisała niezmiernie ciekawą i wyjątkową książkę. Zaskakujące jest to, jak bardzo tekst zbudowany na podstawie skrupulatnie wyselekcjonowanych faktów historycznych, właściwie będący ich zbiorem - zgrupowanym i płynnie scalonym wokół wiodącego wątku, może być wciągający. Autorka tak poprowadziła narrację, by czytelnik niesiony słowem, odniósł wrażenie dryfowania na falach historii poprzez kolejne strony. Zaletą książki jest prezentowanie różnych stanowisk zajmowanych wobec tej samej kwestii, np. w przypadku sporu naukowców o autorstwo jednego z obrazów, autorka nie obstaje przy teorii, która jej wydaje się słuszna, ale wymienia różne stanowiska wraz z nazwiskami zajmujących je badaczy. Sam pomysł na tę książkę uważam za wyjątkowy i podziwiam mnogość zagadnień, które udało się w niej poruszyć pod pretekstem pisania o zaledwie dwóch obrazach. Podkreślę, że nie jest to "nudna" i pełna opisów lektura przeznaczona dla miłośników historii sztuki, a raczej spokojna gawęda o ludziach doceniających piękno, w której słowo 'sztuka' rzeczywiście pada dość często.
Autorka przy okazji rekonstruowania dziejów dwóch portretów Rembrandta, znajdujących się obecnie w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie, w interesujący sposób przybliża czytelnikowi problematykę znaczenia i roli dzieł sztuki w kulturze europejskiej, tworzenia prywatnych kolekcji i istoty samego kolekcjonerstwa w ostatnich wiekach, a także opisuje wpływ zawirowań historii na losy zabytków. Wiele uwagi poświęca ostatnim prywatnym właścicielom "Dziewczyny" i "Uczonego", czyli rodzinie Lanckorońskich, nie zapominając o innych osobach, dzięki którym te dwa obrazy zachowały się dla potomnych.
Tytułowe portrety zostały namalowane przez Rembrandta w 1641 r. w popularnym wówczas gatunku, tzw. tronies ( głowy), przeznaczonym do sprzedaży na wolnym rynku - przedstawiają anonimowe osoby. Już w 1701 r. trafiły do potężnej kolekcji dzieł sztuki amsterdamskiego handlarza suknem Jana van Lennepa Starszego. W tym miejscu poznajemy rzeczywistość czasów Rembrandta. Amsterdam był miastem, w którym można było kupić na aukcjach i od handlarzy towary i osobliwości przywożone z całego świata, a wśród bogatego mieszczaństwa panowała moda na kolekcjonowanie przedmiotów i lokowanie kapitału w dzieła sztuki. Jednak nie zawsze wielkie kolekcje były dziedziczone w rodzinie. Po śmierci Jana, zgodnie z jego wolą, zbiory zostały wystawione na aukcję.
Portrety zmieniły właściciela, a między 1775 - 1777r. wraz z dwoma innymi dziełami zostały zakupione przez kolejnego miłośnika sztuki - polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, wpędzając go w kłopoty finansowe. Niezwykle interesująco opisuje autorka kosztowną pasję króla i zacięcie z jakim tworzył własną galerię w Pałacu Na Wodzie ulegając "szałowi kolekcjonowania"- modzie panującej w XVIII wiecznej Europie. Nieprzypadkowo w tym czasie powstały też największe europejskie muzea - w Londynie, Paryżu i Pradze. Obrazy Rembrandta otrzymały numery katalogowe, złote ramy z monogramem króla (SAR) i zawisły na ścianie królewskiego muzeum marzeń stanowiąc część liczącej ponad dwa tysiące obiektów kolekcji.
Po śmierci króla (1796 r.) dwa portrety Rembrandta zostały sprzedane i w 1815 r. wraz z ponad trzydziestoma innymi obrazami z królewskiej kolekcji trafiły do zbiorów Kazimierza hr. Rzewuskiego (znawcy sztuki) w Wiedniu, a następnie przeszły w posiadanie rodu Lanckorońskich, bowiem hrabia Rzewuski swoją jedyną córkę i dziedziczkę wydał za bajecznie bogatego Antoniego hr. Lanckorońskiego z Brzezia, który służył na dworze cesarskim.
Tak, w wielkim skrócie, wyglądała droga jaką "Dziewczyna" i "Uczony" przebyły z Amsterdamu do Wiednia. Przez pewien czas obrazy były ozdobą imponującego Palais Lanckoroński, pałacu wzniesionego pod koniec XIX w. przez namiętnego kolekcjonera Karola hr. Lanckorońskiego z myślą o wyeksponowaniu w nim jednej z najgłośniejszych i największych kolekcji sztuki w cesarskiej stolicy. G. Verschoor ciekawie opowiada o arystokratycznym życiu Karola pomiędzy wytwornym Wiedniem a rodzinnym majątkiem w Rozdole (dzisiejsza Ukraina), jego podróżach - również tej dookoła świata, małżeństwach, miłości do dzieci, przyjaźni z Jackiem Malczewskim oraz zamiłowaniu do sztuki i patriotyzmie, które to przekazał swojej córce Karolinie. Warto wspomnieć, że po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Karol hr. Lanckoroński wraz z dziećmi przyjęli obywatelstwo polskie, majątki ziemskie Lanckorońskich po 150 latach wróciły w granice Polski, a senior rodu niezwłocznie podjął starania o uzyskanie pozwolenia na wywóz swojej kolekcji dzieł sztuki do Polski.
Główną bohaterką książki nie jest jednak sztuka ani twórczość Rembrandta, jest nią profesor Karolina hr. Lanckorońska. To jej osobie autorka poświęciła najwięcej uwagi. Przez karty książki przewija się całe jej niebanalne życie. W efekcie powstała taka trochę mini biografia, a trochę opowieść o wyjątkowej, ambitnej, dumnej i oddanej polskiej sprawie kobiecie, która ponad stuletnie życie poświęciła pasji i służbie innym, nigdy nie zapominając o swoich polskich korzeniach.
G. Verschoor opowiada historię szczęśliwej dziewczynki, która każde lato spędzała z rodziną w pałacu w Rozdole namiętnie oglądając reprodukcje dzieł sztuki i zabytków z egzotycznych krajów (z największego zbioru w Europie) znajdujące się w pałacowej bibliotece ojca, a zimą bawiąc się w wiedeńskim pałacu, który przypominał raczej muzeum niż dom pełen wygód. Inteligencja i ambicja nie pozwoliły jej pójść w ślady innych wysoko urodzonych panien i zadowolić się rolą pani domu. W trybie eksternistycznym ukończyła z wyróżnieniem prestiżowe gimnazjum męskie i rozpoczęła studia uniwersyteckie - oczywiście historię sztuki. Zakochana w twórczości Michała Anioła karierę naukową postawiła ponad szczęście osobiste. Po uzyskaniu tytułu doktora historii sztuki wyruszyła do Rzymu by rozpocząć pracę bibliotekarki we włoskim oddziale Polskiej Akademii Nauk. Był to czas podróży i intensywnego zwiedzania. W 1935 r. na uniwersytecie we Lwowie obroniła habilitację i tym samym została pierwszą kobietą z habilitacją z historii sztuki w Polsce oraz kierownikiem katedry historii sztuki na Wydziale Humanistycznym. Wojna przerwała jej karierę naukową, a postawa i działalność w czasie okupacji sprawiły, że trafiła do obozu w Ravensbruck.
W książce znajdziemy dokładny opis planów i kolejnych rozporządzeń wydawanych przez Hitlera - kolejnego wielkiego admiratora sztuki, a dotyczących przejmowania (grabieży) dóbr kultury na terenach przyłączonych do Rzeszy. Kulisy tego procederu ogromnie mnie zaciekawiły. II wojna światowa zacznie uszczupliła majątek Lanckorońskich. Brat Karoliny Antoni, robił wszystko co było w jego mocy aby uratować jak największą część dzieł z rodowej kolekcji. Ciekawa jest ta podwójna perspektywa - z jednej strony Niemcy szukający z listą obiektów do "megamuzeum" Hitlera w Linzu, z drugiej, prawni właściciele arcydzieł próbujący przechytrzyć działania wroga.
Po wojnie świat nie był już taki sam. Antoni próbował odzyskać zagrabione dzieła. Karolina szukała własnego miejsca na ziemi. Trauma wojenna odcisnęła w niej swoje piętno. Po śmierci brata w 1965 r. wraz z siostrą Adelajdą założyła Fundację Lanckorońskich, której zadaniem było wspieranie niezależnych polskich instytucji naukowych i kulturalnych. Co roku, około 40 naukowców odbywało na jej koszt roczne studia w Rzymie. Raz na jakiś czas dochodziło na rynku sztuki do transakcji obrazów ze starej kolekcji ojca, z których dochód pokrywał działalność fundacji. Sama Karolina żyła bardzo skromnie. Po śmierci siostry rozpoczęła przygotowania do "Operacji Nemezis". Szczęśliwie doczekała chwili, kiedy Polska stała się demokratycznym krajem, a ostatnie radzieckie wojska opuściły jej granice. Dopiero wtedy, w październiku 1994 r., ciężarówki z polskimi tablicami rejestracyjnymi podjechały pod jeden ze szwajcarkich banków, a zawartość bankowych skrytek została wyjęta po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat. Nikt nie miał pojęcia czy Rembandty w ogóle przetrwały wojnę - ich właścicielka konsekwentnie milczała. Zgodnie z życzeniem Karoliny Lanckorońskiej Kolekcja Lanckorońskch została ofiarowana narodowi polskiemu - na Zamek Królewski na Wawelu trafiły 82 obrazy z malarstwem włoskim i 220 rysunków Jacka Malczewskiego, Zamek Królewski w Warszawie wzbogacił się o 35 obrazów, w tym 18 pochodzących z kolekcji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Po entuzjastycznym odzewie Polaków na ten wspaniały gest i zdobyciu pewnej popularności, Karolina Lanckorońska w wieku 103 lat, w 2001r. zdecydowała się wydać swoje wspomnienia wojenne.
"Dziewczyna i uczony" to moim zdaniem hołd złożony kobiecie, która czuła, że ma "moralny obowiązek ażeby (...) te arcydzieła zwrócić całemu narodowi, który w wyniku rozbiorów i wojen stracił tak wiele dziedzictwa kulturowego." (s.242)