Z twórczością Doroty Gąsiorowskiej spotkałam się już w 2015 roku, kiedy to otrzymałam zaszczyt zrecenzowania jej debiutu, „Obietnicy Łucji”. Właściwie była to moja pierwsza recenzja „na poważnie”, która zapoczątkowała moją przygodę z tym hobby. Dlatego mam ogromny sentyment do tej autorki, a także dlatego, że po prostu jest świetną pisarką. Niejednokrotnie pisałam w recenzjach jej książek, że czuję w niej ukrytą magię, niezrozumiałą dla mnie do końca, ale piękną i pociągającą mnie bez reszty. I przez to, z jednej strony, Dorotka zaskoczyła mnie, gdy w rozmowie przyznała, że „Pamiętnik Szeptuchy”, pierwszy tom serii „Dni mocy”, był jej pierwszą napisaną książką, a z drugiej wydawało mi się to oczywiste. Ponieważ już wtedy rozumiałam, skąd bierze się ta magia, którą autorka tak pięknie wprowadza do życia swoich bohaterów.
Główną bohaterką jest Natasza, która zawodowo zajmuje się modelingiem. Niby robi to od zawsze i bardzo dobrze jej to wychodzi, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to raczej ścieżka, którą obrała dla niej oschła i apodyktyczna matka. Elżbieta zresztą skrywa głęboko w sobie wiele mrocznych tajemnic i jej rola w tej powieści będzie ogromna.
Wracając do Nataszy: zmęczona biegiem swojego życia dziewczyna, postanawia wybrać się w odwiedziny do swojej przyjaciółki, Weroniki, która mieszka na Podlasiu, ale… nieoczekiwanie gubi się, pośrodku ciemnych, nieznanych dróg, porośniętych zewsząd gęstym lasem i trafia do domu pewnej staruszki. Salma, choć może się wydawać nieprzystępna i opryskliwa, daje dziewczynie tymczasowy wikt i opierunek, a także coś jeszcze… Pamiętnik z błękitną okładką, na którym widnieje obrazek jaskółki i wypisane imię „Milda”.
Jak szybko się okazuje, staruszka jest znachorką, do której przybywają okoliczni mieszkańcy, licząc na pomoc. Sama Salma udziela również Nataszy wielu cennych wskazówek i życiowych lekcji, które, choć początkowo brzmią tajemniczo, w swoim czasie okazują się jasne i bardzo pomocne.
„Kiedy drogi za bardzo się gmatwają, trzeba się zatrzymać i znaleźć tę właściwą”.
Od tej pory w życiu Nataszy następuje wiele ciekawych i nieprzewidzianych zwrotów akcji, a może właśnie to wszystko miało się wydarzyć? Dziewczyna szybko trafia do tajemniczego miejsca, gdzie przybywają turyści, aby wypowiedzieć życzenie przy magicznej, starej studni, wrzucając do niej kamyk. Obok tego miejsca mieszka Joachim, artysta malarz, z którym bardzo szybko się zaprzyjaźnia. W międzyczasie, podróżując pomiędzy rodzinną Warszawą a Białymstokiem, poznaje Olgę – bratanicę Joachima, z którą połączy ją nie tylko przyjaźń, ale niemal metafizyczne połączenie dwóch dusz, które odnalazły się w końcu po wielu latach osobnej wędrówki.
Natasza zdobywa też miłość pewnego fotografa, Aleksa, z którym jej ścieżki też zaplątają się w przedziwny sposób.
W święto przesilenia, gdy wspólnie z Olgą rozpalają ognisko nad brzegiem rzeki, wszystko staje się możliwe i ten szczególny dzień napełnia obie mocą. Od tego momentu wszystko, zarówno w życiu jednej, jak i drugiej zaczyna się klarować. Odtąd „wszystkie ścieżki” prowadzą Nataszę do Wilna, gdzie mieszka Olga i gdzie główna bohaterka będzie powracać, czując, że właśnie tam zostawiła cząstkę siebie, choć sama tego nie umie pojąć.
„Ona sama czuła, jakby właśnie się przepoczwarzała z niepozornej larwy w wielobarwnego motyla. Wprawdzie nie miała jeszcze skrzydeł, nie mogła więc latać, by podziwiać świat z innej perspektywy. Wiedziała jednak, że jest na najlepszej drodze, żeby to zmienić”.
Tajemnice i rodzinne sekrety. Skrywane uczucia i niejasna przeszłość. A nade wszystko magia, która napełnia siłą i wewnętrznym światłem. To wszystko znajdziecie w „Pamiętniku szeptuchy”.
Niezwykle polubiłam się z bohaterami tej książki i będę za nimi tęsknić. Czas spędzony z tą lekturą zaliczam do tych najmilszych chwil relaksu i odpoczynku. Na szczęście już na horyzoncie drugi tom „Dni mocy”, więc jeśli jeszcze nie przeczytaliście pierwszego tomu, serdecznie do tego zachęcam.