Katarzyna Berenika Miszczuk jest dla mnie autorką świata, w którym z chęcią bym nieco pomieszkała gdyby nie to, że boję się własnego cienia. Na nasze czytelnicze dłonie złożyła niesamowitą serię "Kwiat paproci", który z każdym tomem coraz bardziej trzymał w napięciu i niejednego rozbawił. Pamiętam, że po przeczytaniu Szeptuchy od razu zakupiłam Noc Kupały, a potem pozostało czekać... I to właśnie Żerca, a później Przesilenie były pierwszymi książkami, które zamówiłam przez internet(tak, tak, tak długo zajęło mi wejście w erę XXI wieku)! I to jeszcze przedpremierowo! Ta seria dosłownie przeleciała mi przez palce, a potem, potem było nic. Zauroczył mnie klimat, zauroczyli mnie bohaterowie. No dobra Gosia miała swoje dziwne odchyły od normy, które potrafiły zirytować, ale ogólnie uniwersum jakie stworzyła autorka było niepowtarzalne i chyba nie ja jedna chętnie wpadłabym do ówczesnych Bielin.
Kiedy zobaczyłam, że Pani Katarzyna Berenika Miszczuk zrobiła swoim czytelnikom niespodziankę i wydała Jagę, oczka mi zalśniły i dokonałam kolejnego przedpremierowego zakupu. Jednakże z czytaniem Jagi było nieco inaczej niż z pozostałymi częściami "Kwiatu paproci". Książkę zaczęłam czytać dopiero w listopadzie bieżącego roku i zupełnie nie wiem czemu podchodziłam do niej z dużym dystansem. Przede wszystkim chyba dlatego, że jestem fanką kontynuacji książek, a niestety nie przepadam, za serią, która dotyczy różnych bohaterów. Tym sposobem miętoliłam tą biedną "Jagę" przez około tydzień, a potem, kiedy z każdym kolejnym słowem zachwycałam się coraz bardziej, nagle zrobił się grudzień i byłam już na ostatniej stronie. Wsiąkłam w klimacik jak nic.
Jaga stanowi prequel do całej serii "Kwiat paproci". Historia Jarogniewy jest przedsmakiem do tego co czeka samą Gosławę. I nie będę ukrywać, że jest to dla mnie najlepsza część z całego "Kwiatu paproci". Jest dla mnie zdecydowanie bardziej tajemnicza i z mrocznym pazurem. Ośmielę się nawet określić ją jako bardziej kryminalną. Młoda Jarogniewa przyjeżdża do Bielin by objąć schedę po swojej zmarłej babce Radomile. I choć na początku nie jest jej łatwo, ponieważ nie pobierała wcześniej żadnych praktyk to z podniesioną głową radzi sobie z przeciwnościami, a tych ma nie mało, ponieważ ktoś bardzo chce jej zaszkodzić by wyjechała z Bielin. Na dzień dobry zostaje okradziona, na czym sami się przekonacie złodziej wyjdzie marnie. Nie mamy do czynienia z młodą niezdarną i wystraszoną szeptuchą. Autorka na szczęście odstąpiła od podobieństwa do młodziutkiej i naiwnej Gosławy, na rzecz dzielnej i nieustraszonej Jarogniewy, która uczy się na własnych błędach i obserwacjach. Jaga jest zdana sama na siebie i jeden malutki kajecik, który został jej po babce Radomile. Młodą szeptuchę mogę śmiało nazwać bielińskim detektywem niźli samą szeptuchą. Nie straszne jej nocne zmory, wilkołaki, wysiadywanie pod stodołami sąsiadów,ani grzebanie nocą w grobach. Dzielnie ratuje cielaki pana Bogusąda, a także bielińskich mężczyzn przed Rusałkami. Nie straszny jej nawet Bies, którego ktoś na nią zesłał. Przyjeżdżając do Bielin demonologia znana była jej wyłącznie z teorii. Jaga wiedziała (ale czy wierzyła?) kim są słowiańscy Bogowie, ale nigdy żadnego nie miała okazji spotkać. Do czasu. W im większe kłopoty się wpakuje tym wiecej w jej życiu będzie swarnego Boga. Czy pełna życia i odważna Jarogniewa poradzi sobie z przeciwnościami, jakie ktoś na nią zesłał? Czy z jej nietypowych relacji ze Swarożycem będą wyłącznie kłopoty? Sama nie mogę się już doczekać odpowiedzi na te pytania. I mam głęboką nadzieję, że kiedyś poznamy dalsze losy Jarogniewy herbu NIEZŁE ZIÓŁKO.
Zdecydowanie jest to najlepsza część całego "Kwiatu paproci" autorka zadbała o wiele szczegółów, które w poprzednich książkach pozostawały bez wyjaśnienia. Przypomniała czytelnikowi postać pana Dareczka hydraulika, którego "przyjemność" miała poznać również Gosława. Pani Katarzyna Berenika Miszczuk interesująco splotła losy Jarogniewy z postacią Stasi Brzózki. Nawet Mieszko na Nixie się pojawił, w końcu był nieśmiertelny. Ale najważniejsze, że powraca temat tajemniczego obrazu wiszącego w domu Jarogniewy. Jaką przepowiednię przyniesie młodej szeptusze?
Jedynym co nie pasowało mi do ogólnej całości było to, że autorka zrobiła Jarogniewę nazbyt nowoczesną, jak na tamte czasy. Język i zwroty, jakimi posługiwała się Jaga zdecydowanie bliższy był współczesności niż czasom jej młodości.
Poza tym książka jest fantastyczna dosłownie i w przenośni. Jarogniewy nie da się nie lubić. Czy to tej dojrzałej, do której na praktykę przyjeżdża Gosława, czy tej młodej, która dopiero co zaczyna przygodę w Bielinach.
Czuję bardzo pozytywny niedosyt. I z niecierpliwością czekam na kolejną niespodziankę ze strony autorki. Dalsze przygody walecznej i niezłomnej Jarogniewy, wyczekiwane.