Pewnego dnia w Ankh-Morpork pojawił się niezapowiedziany gość. Pozornie był on zwykłym mężczyzną, turystą z kontynentu przeciwwagi, który przypłynął wraz ze swoim chodzącym, dosyć agresywnym w stosunku do obcych, wypełnionym złotem kufrem, aby móc zwiedzić odmienne kultury świata dysku. Los jednak sprawił, że namieszał on w dość i tak niespokojnym już życiu pewnego maga nieudacznika. Rincewind, gdyż tak czarodziejowi było na imię, wcale się nie prosił o to aby być opiekunem tego tajemniczego jegomościa! Jednak skoro zostało mu to narzucone, a kufer niestety nie chciał po dobroci podzielić się swym złotem, nie pozostawało mu nic innego jak podjąć się narzuconego zadania. Nie wiedział on jednak, że na jego podopiecznego o imieniu Dwukwiat- został wydany wyrok śmierci i to nie tylko przez ludzi… Tak o to w skrócie zaczyna się historia wyrzuconego ze szkoły maga, oraz rządnego przygód, smoków, bohaterów i bójek w gospodach turysty. Los a także Pani, dwa największe i najbardziej poważane bóstwa grają o ich życie w kości, w trakcie gdy Rincewind i Dwukwiat pakują się w coraz to większe tarapaty. Wszystko byłoby na pewno dużo łatwiejsze, gdyby mag był prawdziwym magiem, a w jego głowie znajdowałoby się więcej niż tylko jedno, tajemnicze i prastare zaklęcie, które zagnieździło się w jego głowie jako wynik idiotycznego zakładu. Świat dysku zagościł już raz na moim blogu, ponieważ swego czasu skusiłam się na „Straż, Straż”. Z Rincewindem spotkałam się też nie po raz pierwszy, gdyż już kiedyś rozpoczęłam „Kolor magii”, lecz wtedy po kilku stronach odłożyłam ją z dziwnym wrażeniem, że jest to jednak zbyt specyficzna książka abym była w stanie przez nią przebrnąć. Jednak dzięki zachęcie ze strony mojego chłopaka sięgnęłam po nią po dwuletniej przerwie i jestem z tego powodu niezmiernie zadowolona. Wiedząc, że Pratchett ma trochę inny styl niż wszyscy dotychczas czytani przeze mnie pisarze, byłam tym razem świadoma co mnie czeka, dlatego nie śpieszyłam się z czytaniem tej i tak dość krótkiej pozycji. Każdą scenę wyobrażałam sobie z dużą dokładnością, a nawet kilkakrotnie poczytałam sobie ciekawostki dotyczące świata dysku w Internecie, aby wzbogacić swoją wiedzę o tym jakże nietypowym miejscu akcji. „Kolor magii” jest pierwszą częścią otwierającą serię Świat dysku. Spotkałam się nawet z uwagą, że kolejne części są od niej dużo lepsze, a styl pisarza o wiele ciekawszy i bardziej wciągający. Nie wiem czy to prawda, jednak z przyjemnością się o tym przekonam, ponieważ moje drugie spotkanie z tą powieścią zaowocowało jawnym zainteresowaniem twórczością Pratchettowską. Może to kwestia nastawienia, a może tych dwóch lat i różnorodnej literatury, którą w tym czasie przeczytałam i która miała wpływ na lekkie przekształcenie mojego gustu? Nie wiem. Jednak bardzo się cieszę, że dałam się namówić i poznać losy tchórzliwego maga oraz turysty, który nawet w najcięższych chwilach jest w stanie opanować nerwy i zrobić pamiątkowe zdjęcie lub wcisnąć komuś polisę tu-bez-pieczeni. Polecam tę książkę wszystkim! Nie ma ograniczeń wiekowych, ani zaleceń odnośnie płci. Każdy z was znajdzie w tej książce coś dla siebie.