Ludzie na całym świecie od tysięcy lat wyczekują na nadejście Mesjasza, studiują święte księgi, odprawiają obrzędy religijne i wznoszą modły do Boga. Zajmują się rzeczami wielkimi i wzniosłymi, zapominając o tych całkiem przyziemnych i nie zwracają uwagi na zwykłego, prostego, szarego człowieka. Jednym z takich ludzi był Ben Zion Avrohom- mieszkaniec Bronxu pracujący za niewielkie pieniądze jako stróż na budowie, osoba z tajemniczą przeszłością i bagażem doświadczeń, samotnik bez rodziny spędzający swój wolny czas z grą video lub w barze z prostytutkami. Jego życie nie było usiane różami. Już w dzieciństwie został znienawidzony przez swojego ojca i brata, którzy nie potrafili poradzić sobie z jego odmiennością. Przełom w życiu Bena nastąpił w momencie tragicznego wypadku jaki zdarzył się na placu budowy, gdzie pełnił akurat swoją wachtę w stróżówce. Z dużej wysokości w niewyjaśniony sposób spadła na niego ogromna szklana szyba, powodując ogromne obrażenia, których żaden normalny człowiek nie byłby w stanie przeżyć… żaden normalny człowiek, ale Ben z pewnością do takich nie należał. Gdy leżał w szpitalu przemówił do niego Bóg i pokazał mu świat jakiego dotąd nie znał. Świat stojący u progu apokalipsy… Stwórca nie pozostawił jednak ludzkości samej, dał jej Bena- Mesjasza.
„Życie, nie śmierć, jest wielką tajemnicą, z którą musisz się zmierzyć.”
Książka szokuje, zaskakuje, wywołuje wiele sprzecznych emocji. Sprawia, że nabieramy całkowicie innego spojrzenia na otaczający nas świat i naszą wiarę. Wciąga już od pierwszych stron i hipnotyzuje swoją odmiennością. Daje nam wiele powodów do przemyśleń i jednocześnie zatapia w swojej owianej tajemniczością aurze.
Moje początkowe podejście do tej powieści było bardzo sceptyczne i dość dużo czasu minęło zanim zabrałem się z pełnym przekonaniem za lekturę „Ostatniego testamentu”. Pierwszym zaskoczeniem był fakt, że w książce wszystkie wypowiedzi Bena zostały napisane kolorem czerwonym. Taki mały szczegół, a jednak ma znaczenie. Drugim natomiast nazwy rozdziałów, ponieważ każdy kolejny zatytułowany był imieniem innej osoby. Autor stworzył powieść w ten sposób, że poszczególne jej części opisywały życie współczesnego Mesjasza z perspektywy wielu różnych postaci, które ten spotykał na swojej życiowej drodze. Już sam fakt tych rzeczy zmotywował mnie do zagłębienia się w „Ostatnim testamencie”.
Książkę tę czyta się lekko i szybko. Język jakim posługuje się Frey nie męczy czytelnika, a jedynie zachęca do pochłaniania kolejnych rozdziałów dzieła. Akcja momentami może wydawać się dość mało dynamiczna, ale nie możemy zapominać, że „Ostatni testament” to nie horror ani sensacja tylko powieść obyczajowa ukazująca życie niezwykłego człowieka. Przechodząc przez poszczególne strony dzieła Freya poznajemy całą gamę bohaterów. Każdy z nich jest inny i jedyny w swoim rodzaju. Niektórych zapewne znienawidzicie już po waszym pierwszym spotkaniu, inni natomiast was zachwycą i sprawią, że obdarzycie ich głębokim uczuciem, a jeszcze inni nie pozostawią w waszej duszy żadnego śladu swojej obecności.
Jeśli macie ochotę na dobrą książkę, której tematyka odbiega od tych które zwykle czytacie to sięgnijcie po „Ostatni testament”. Powieść ta zmieni wasz sposób myślenia. Zrani. Przerazi. Rozwścieczy. Dotknie i otworzy oczy.
„W prawdziwej miłości chodzi tylko o to, jak się czujesz kochając. Jeśli czujesz się dobrze, rób to dalej, wszystko jedno, co pomyślą inni.”