Znacie Guillaume Musso? Nie znacie? To jak najszybciej trzeba go poznać! Do jego książek przekonywać mnie absolutnie nie trzeba, sięgam po nie w ciemno i jednocześnie wiem, że się nie rozczaruję. I od początku, odkąd przeczytałam pierwszą jego książkę, Musso stał się jednym z moich ulubionych autorów. Więc jeśli jeszcze go nie znacie – zachęcam.
Tom Boyd, pisarz młodego pokolenia odnosi niebywały sukces swoją pierwszą książką „Towarzystwo aniołów”. Powieść bardzo szybko pnie się po listach bestsellerów, sprzedawana jest jak świeże bułeczki, a Tom staje się szybko jednym z najpopularniejszych pisarzy amerykańskich. Wydawca podpisuje z nim więc umowę na kolejne dwie części popularnej powieści, a drugi tom również szybko pnie się po szczeblach popularności. Ale jak każda sława, w pewnym momencie to się kończy, bowiem pisarz, po opublikowaniu drugiej powieści i po rozstaniu z ukochaną popada w depresję. Pojawia się tym samym tak zwany syndrom czystej kartki. Tom przechodzi kryzys twórczy, nie potrafi napisać nawet jednej linijki jakiegokolwiek tekstu i coraz bardziej popada w długi, a przyjaciele nie potrafią mu pomóc. Pewnej burzowej nocy jednak budzi Toma hałas, a gdy idzie sprawdzić, co się dzieje, w swoim domu spotyka kobietę – jest naga, twierdzi, że nazywa się Billie, jak jedna z jego bohaterek, i że wysunęła się z kart jego powieści, z książki, która na wskutek błędu drukarskiego została zadrukowana tylko do połowy, a historia urywa się w środku zdania. Niby niemożliwe, jednak wszystko wskazuje na to, że dziewczyna mówi prawdę. Co więcej, Tom musi szybko wrócić do pisania, w innym wypadku Billie grozi śmierć.
Intrygująca fabuła, prawda? Ale Musso ma właśnie to do siebie, że potrafi wciągnąć czytelnika już samym zarysem fabuły. Za to przede wszystkim go lubię – za jego oryginalność w powieściach, za intrygujące historie i za magię. Tak, to również jest charakterystyczne w powieściach Guillaume – magia, która pojawia się w każdej niemalże jego powieści, ale wpleciona w ten sposób, jakby to było coś zupełnie naturalnego. W „Papierowej dziewczynie” nam tego nie zabraknie. I niby na okładce jest wzmianka, że to romantyczna komedia, to i z tym niekoniecznie muszę się zgodzić. Tak – jest tu miłość, zgadza się – połączy bohaterów, ale mam wrażenie, że tym razem to jednak inne uczucie tutaj jest znacznie ważniejsze – przyjaźń. To ona tutaj ma kluczowe znaczenie dla bohaterów, to na przyjaźni opierają się tutaj związki. To przyjaźń potrafi wyprowadzić człowieka z depresji, przyjaźń sprawia, że się uśmiechamy i zawsze mamy się do kogo zwrócić w razie problemów.
To chyba najbardziej lubię w powieściach autora, że niosą ze sobą zawsze jakieś przesłanie, chociaż nie zawsze Guillaume mówi o tym wprost, nie zawsze bezpośrednio daje nam to do zrozumienia. Zawsze jednak po jego książkach stawiamy sobie pytanie: a co, gdyby mi przydarzyło się coś podobnego. Musso nie da o sobie zapominać ot tak, od razu, po odłożeniu książki na półkę – o nie!
„Papierowa dziewczyna” jest lekką, ale jak najbardziej godną poznania historią. Powieścią, którą co prawda czyta się szybko, ale pozostaje jednak w pamięci. I która opowiada o nietuzinkowych, ciekawych bohaterach – niektórzy z nich wzbudzą w nas sympatię, niektórzy obojętność lub niechęć. Na pewno jednak nie raz wywołają uśmiech na naszych twarzach (bo to w końcu komedia romantyczna, jak mówi wydawca… mogłabym z tym polemizować), głównie Billie swoimi dialogami z Tomem. Na początku może przeszkadzać za duża ilość wykrzykników (sama nie wiem, czyja to zasługa, czy autora, czy tłumacza, czy korekty), kończąca zdania, potem jednak nie zwraca się na to uwagi. Bo książka wciąga, akcja w niej, niczym w filmie sensacyjnym, stopniowo przyspiesza, trzyma w napięciu, żeby w końcu zaskoczyć nas swoim niespodziewanym zakończeniem. I to kolejna charakterystyczna cecha w książkach Guillaume – zakończenie, które niekiedy wręcz szokuje, nigdy jednak nie jesteśmy w stanie go przewidzieć.
Gdzieś spotkałam się z porównaniem Musso do Sparksa – kolejny aspekt, z którym się absolutnie nie zgadzam. Musso ma inny styl, inne pomysły – moim zdaniem znacznie oryginalniejsze i ciekawsze. Szkoda tylko, że swoje powieści osadza z akcją w USA, a nie w swoim rodzimym kraju, czyli we Francji. Ale i tak pozostanie moim ulubionym. Jeśli macie ochotę na lekką, szybką lekturę, ale która pozostawi po sobie ślad, jest magiczna i wyjątkowa – sięgnijcie po powieść Musso. „Papierowa dziewczyna” nadaje się do tego idealnie, ale równie dobrze może to być każda inna powieść autora.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2013/01/papierowa-dziewczyna.html]