Księga bez tytułu recenzja

Pastisz pastiszu?

Autor: @Beata_ ·6 minut
2019-12-03
Skomentuj
5 Polubień
 „Księga bez tytułu” jest reklamowana przez wydawcę jako „pastisz powieści akcji, z drugim dnem dla wszystkich miłośników popkultury”. Sama prawda: w tekście można odnaleźć liczne nawiązania do twórczości Quentina Tarantino, ale z tym pastiszem jest już kłopot. Nomenklaturowy. Gdyż cała twórczość Tarantino, sama w sobie, jest już pastiszem, parodią, wykoślawieniem. Zatem, „Księga bez tytułu” jest pastiszem pastiszu? Czy hołdem dla twórcy, wyrazem fanowskiego uwielbienia?

Fabułę powieści stanowi wielowątkowa historia poszukiwań „Oka Księżyca” – tajemniczego klejnotu o ogromnej mocy. W poszukiwania zaangażowani są przedstawiciele półświatka, nie umiejący się odnaleźć w laickiej rzeczywistości mnisi z zakonu hubalan (co stwarza okazję do zaprezentowania humoru sytuacyjnego) oraz zupełnie przypadkowi i chwilowi posiadacze klejnotu. Oczywiście, sytuacja komplikuje się ze strony na stronę, a ponieważ poszukiwacze nie grzeszą cierpliwością i wiele problemów rozwiązują bezzwłocznie przy użyciu broni, obecność policyjnych detektywów staje się nieodzowna. Bohaterowie kierują się zupełnie różnymi motywami i nie wahają się przed prowadzeniem rozgrywki na dwa fronty – w efekcie powstała istna komedia pomyłek, w którą wciągnięty jest również czytelnik, bo żaden wszechwiedzący narrator nie kwapi się z pomocą. Niektóre powieściowe sceny kojarzą się z kadrami z filmów Quentina Tarantino, do tego stopnia, że sprawiają wrażenie scenopisu, zaś inne – przywodzą na myśl dziennik Henry’ego Jonesa Sr. Tempo akcji jest utrzymane, sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, z początku wprawdzie czytelnik może mieć kłopot z pewnym nadmiarem postaci, ale na szczęście ich szeregi dość szybko się przerzedzają i łatwiej ogarnąć całość fabularnych komplikacji. Zatem, wydaje się, że wszystko jest w porządku.

Owszem, wydaje się, bo „Księga bez tytułu” ma również wady. Przede wszystkim, nierówność stylu – niektóre rozdziały napisane są językiem pełnym charakterystycznych zwrotów, w zamierzeniu mających zapewne uatrakcyjnić narrację, sprawić wrażenie lekkości i potoczystości, natomiast inne – nie. W efekcie powstaje wrażenie, że niektóre partie tekstu uatrakcyjnione są trochę na siłę, szczególnie że zdarzają się w nich niefortunnie użyte sformułowania, jak na przykład w zdaniu opisującym nocny widok na bramę: „w rezultacie po nocy budziła postrach” (str. 275). Ponadto postaci posługują się zmiennym językiem i zmiana ta nie wynika z dostosowania do języka rozmówcy, ani z chwilowych emocji. Ostra jak żyleta Jessica, używająca (i nadużywająca) słownictwa niedrukowanego w słownikach (str. 53), ledwie sto stron dalej przemawia językiem grzecznej panienki, dla której okrzyk „O w mordę!” wyraża najbardziej ekstremalne uczucia. Dante do swoich rówieśników odnosi się z szacunkiem, a do lubianego profesora historii w muzeum zwraca się per „profesorku”; czasem mówi jak osoba wykształcona (którą nie jest), a czasem jego wypowiedzi są pełne przekleństw (co nie jest spowodowane emocjami). I mankament trzeci, równie istotny – w wielu miejscach książki czytelnik znajduje wskazówki, sugerujące dalszy rozwój wydarzeń, takie drobne zapowiedzi kierunku, w którym potoczy się akcja. Cóż z tego, skoro znakomita większość z nich nie jest wykorzystywana. Tkwią porzucone w narracji, nie pełnią żadnej funkcji fabularnej, poza jedną: dezorientują. Biorąc powyższe pod uwagę, odniosłam wrażenie, że „Księga bez tytułu” jest typowym przykładem sieciowego fanfika zbiorowego autorstwa. We wrażeniu tym dodatkowo utwierdza mnie znalezienie w tekście błędów rzeczowych, które świadczą o tym, że poszczególni twórcy niedokładnie zapoznali się z dokonaniami poprzedników. I tak: jedna z bohaterek „mieszka w przyczepie, ale nigdy nie nocuje dwa razy z rzędu w tym samym miejscu” (str. 229) – tymczasem na stronie 348 autor prowadzi czytelnika schodami do frontowych drzwi jej domu; tytułowa księga na stronie 302 wykonana jest z grubego żółtawego pergaminu, a na stronie 437 okazuje się, że głównym surowcem do jej wytworzenia było drewno z krzyża, na którym ukrzyżowano Chrystusa; z informacji znalezionych w tejże księdze wynika, że w 1537 roku poszukiwania Świętego Graala były w toku (str. 303), a na stronie 408 napisano, że w 526 roku już z niego pito (i nie został zagubiony po toaście). Irytujące.

Osobny akapit muszę poświęcić wszechobecnej w książce krwi, lejącej się hektolitrami, zastygającej w ogromnych kałużach na podłogach, bryzgającej na ściany i sufity (nawet w pomieszczeniach o piętnastometrowej wysokości!). Krwi pochodzącej z ran postrzałowych, kłutych, z odcinanych głów, wyrwanych języków i wydłubywanych oczu. Rozumiem konwencję, konieczność przerysowania, przesadę prowadzącą w zamierzeniu do absurdu, ale krwi w książce jest stanowczo za wiele. Za wiele, nie tylko ze względu na przekroczenie granicy nieprawdopodobieństwa (w końcu człowiek ma w sobie tylko sześć litrów tego płynu i doprawdy, ciśnienie wewnątrz organizmu nie jest na tyle wysokie, by krwawa fontanna trysnęła obficie na wspomnianą odległość), ale ze względu na zagrożenie wywołaniem u czytelnika obojętności – opisy kolejnych kanonad zlewają się ze sobą, zupełnie jak kałuże krwi na podłodze. W filmach Tarantino, które wszak od krwawych scen nie stronią, jakoś łatwiej to znieść, łatwiej zaakceptować konwencję – może dzięki wspaniale dobranej muzyce, może dzięki bogactwu nawiązań czy wręcz zapożyczeń z innych filmów, precyzyjnie rozpisanej choreografii walk i zmienności narzędzi do okaleczania i mordowania służących. A w książce pod tym względem nuda, panie, nuda – wszyscy tylko strzelają, bo operowanie narzędziem tnącym odbywa się w domyśle, a czytelnikowi prezentowane są jedynie zakrwawione efekty.

Nie mogę zostawić bez komentarza sugestii wydawcy, według której w „Księdze bez tytułu” można odnaleźć nawiązania do prozy Stephena Kinga. Nie mogę, bo żadnej paraleli nie dostrzegam (no, poza obecnością wampirów). W książce próżno szukać, tak charakterystycznego dla utworów Kinga, stopniowo narastającego napięcia, atmosfery zagrożenia nierzadko powodującej u czytelnika trudności z oddychaniem i ciarki na plecach. Nic z tych rzeczy. Zakończenia rozdziałów typu: „i tak wkrótce sam się o tym przekona” (str. 122) lub „będą mieli szczęście, jeśli uda im się przeżyć do końca dnia” (str. 171) nie potęgują wcale napięcia, choć mogą podsycać ciekawość. Kłopot jest także z odnalezieniem głębi psychologicznej postaci, wykorzystaniem lęków czy traumatycznych przeżyć z przeszłości. Przeciwnie – bohaterowie „Księgi bez tytułu” w porównaniu do postaci z książek Kinga, sprawiają wrażenie, jakby powołani do życia zostali jedynie kilka chwil przed rozpoczęciem akcji powieści. Owszem, w tekście można odnaleźć pewne drobne informacje na temat ich przeszłości, ale – podkreślam, w porównaniu do bohaterów najlepszych utworów Kinga – postaci te są płaskie, jednowymiarowe.

Podsumowując, w zamierzeniu zapewne miał być to utwór oddający fascynację filmami Tarantina, z pogranicza kryminału i horroru, napisany lekkim stylem, pełen szybkiej i zaskakującej czytelnika akcji, z błyskotliwymi i nasączonymi humorem dialogami. Ale niezupełnie się udało. Niezupełnie, gdyż akcja wprawdzie jest szybka, ale nie wszystkie wątki zostały w pełni wykorzystane czy wyjaśnione (jak choćby motywy postępowania bibliotekarki); rzekomo lekki styl jest uatrakcyjniany na siłę, pełen wymyślnych bon motów, które wprawdzie bawią, ale tylko raz, a ponowne napotkanie ich w tekście wywołuje grymas; z humorem jest też różnie: niektóre gagi wywołują szczery uśmiech, a inne – zapożyczone z innych utworów – już tak bardzo nie śmieszą, a na dodatek redakcja tekstu pozostawia sporo do życzenia. Zatem, jeśli to miał być hołd dla twórcy, to raczej nie najbardziej udany.

Recenzja ukazała się 2010-02-13 na portalu katedra.nast.pl 

Moja ocena:

× 5 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Księga bez tytułu
6 wydań
Księga bez tytułu
8.5/10
Cykl: Bourbon Kid, tom 1

„Ci, którzy przeczytają tę książkę, mogą nigdy więcej nie ujrzeć światła dziennego...” - ostrzega autor w szalonej powieści sensacyjno-przygodowej, łączącej thriller, horror, czarną komedię i... bardz...

Komentarze
Księga bez tytułu
6 wydań
Księga bez tytułu
8.5/10
Cykl: Bourbon Kid, tom 1
„Ci, którzy przeczytają tę książkę, mogą nigdy więcej nie ujrzeć światła dziennego...” - ostrzega autor w szalonej powieści sensacyjno-przygodowej, łączącej thriller, horror, czarną komedię i... bardz...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Miasteczko Sanda Mondega gdzieś w Stanach Zjednoczonych. Zapomniana przez świat mieścina pełna ciemnych typów i różnych szumowin. Jest to też jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na Ziemi. Co 5 lat...

@littlecuteangel @littlecuteangel

Tytuł : "Księga bez tytułu" Autor: Anonim Ilość stron : 445 Wydawnictwo: Świat Książki "Księga bez tytułu" autorstwa Anonima trafiła do mnie dzięki koleżance bo sama raczej bym jej nie kupiła. Zaws...

@Walczy @Walczy

Pozostałe recenzje @Beata_

Pharmacon. Tom 1
O leku, który zmieni świat

Od roku żyjemy w świecie, w którym wiadomości medyczne trafiają na czołówki gazet i nie ma praktycznie tygodnia bez nowych doniesień. Jednak w większości skupiają się n...

Recenzja książki Pharmacon. Tom 1
Kłopoty w Hamdirholm
Współczesność wkracza do Hamdirholm

Czy nigdy w Waszym życiu nie zdarzyło się, że kontrola nad wydarzeniami wymyka Wam się z rąk? Że zaplanowany, spokojny dzień zupełnie znienacka i nie wiadomo, z jakiej p...

Recenzja książki Kłopoty w Hamdirholm

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka