Na "Wschodzący księżyc" natknęłam się przez przypadek, bo chomik tej osoby, która przetłymaczyła powieść na język ojczysty jest przeze mnie często odwiedzany i tam właśnie natrafiłam na reklamę pierwszej części przygód o Riley Jenson. Jakiś czas później zaczęłam czytać tą książkę w ebooku, chociaż dokończyłam w oryginale i moge tylko powiedzieć, że mimo iż nie była to zdecydowanie literatura wysokich lotów, niesamowicie mnie wciągnęła i pozwoliła na jakiś czas przeżywać przygody razem z Riley.
Riley Jenson jest pół wampirem, pół wilkołakiem, chociaż w większym stopniu tym drugim, za to jej brat bliźnak Rhoan - bardziej wampir niż wilkołak. U wilkołaków na tydzień przed pełnią znane jest zjawisko zwane księżycową gorączką. To czas wzmożonego pożądania u wilkołaków, a akcja książki zaczyna się w jej pierwszy dzień, a kończy w ostatni. Riley pewnego dnia, wracając z Departamentu ds. Innych Ras natyka się... na ubłoconego, nagiego wampira przed swoim domem. Ten przedstawia jej sie jako Quinn, przyjaciel Rhoana, którego nie ma już zbyt długo, a Ril nie ma zamiaru stracić jedynej osoby, która jej jeszcze została. Podczas gdy ona lata w tę i we wtę próbując zdobyć informacje odnośnie Rhoana, który już dłuższy czas nie wraca z misji, Quinn nocuje na korytarzu przed jej drzwiami. A co tam!
Jednak jak długo wilczyca podczas księżycowej gorączki może pozostać obojętna, mając obok tak seksownego faceta. Na to, że ten seksowny facet jest wampirem można przymknąć oko, ale na to, że interesuje się Riley niemalże w równym stopniu jak ona nim nie za bardzo. No i wydaje się mówić prawdę. Czy Quinn pomoże dziewczynie uratować Rhoana, rozwiązać zagadkę? Jaką rolę odegra w tej ksiązce Talon oraz Misha (to facet!)? Co się stanie po uratowaniu
Rhona... Czy to już koniec zagadki?.
We "Wschodzącym księżycu" nie było zamieszania polegającego na wplątaniu w fabułę wielu paranormalnych postaci czy zjawisk. Wampiry, wilkołaki i badania naukowe. Można by powiedzieć, że dość orginalne, a jak tak teraz to podsumowałam to zdałam sobie sprawę, że książka Keri Arthur była tak właściwie trochę podobna do seriii o Kitty Norville autorstwa Carrie Vaughn, chociaż jednak trochę lepsza, bo zawierająca mimo wszystko więcej wątku romantycznego.
Tą ksiazkę czyta się po prostu ekspresowo. Łaziłam z nią na przerwach, czytałam w autobusie, na przystanku, gdzie tylko się dało. Ponad czterysta stron czystej, niegrzecznej rozrywki, czego chciec więcej? Riley jak można opisać Riley... ona jest po prostu zajebista. Takie charakterki jakim ona została obdarzona plus narracja pierwszoosobowa plus świetny język jakim Keri Arthur potrafi się posługiwać plus jeszcze bardzo dobre tłumaczenie, choć nie rewelacyjne bo dało się spostrzec parę powtórzeń, daje książkę świetną, którą jak wspominałam przedtem, czyta się szybko i o której trudno zapomnieć. Quinn był facetem którego polubiłam jak nie wiem kogo i to chyba własnie przez sympatię do niego i zaciesz na twarzy gdy czytałam sceny dotyczące jego i Riley płakałam na zakończeniu. Ta książka jest jedną z tych których kontynuacji tak bardzo nie możesz się doczekać, o tak. Trochę za mało było Rhoana, nie mogłam się jakoś za bardzo z nim utozsamić, jednak także wydawał się przesympatyczny i na szczęście, teraz aktualnie czytam drugą część, w której jest go o wiele więcej.
Narracja pierwszoosobowa z perspektywy kogoś myslącego tak jak Riley - rewelacja i gwarancja na to, że czasami możemy się śmiać w głos czy chociaż szeroko szczerzyć do kartek, bo ja właśnie tak robiłam, chociaż zapewne nie wyglądało to normalnie - dziewczyna stoi na przystanku zagapiona w ksiązkę i szczerzy się do literek ułożonych w tak humorystyczne słowa. Książka nie jest arcydziełem godnym oskara, ale pozycjąą jakiej ostatnio potrzebowałam- napewno. Pomaga w czytaniu oczywiście także to, że nie ma w tej książce za wiele zbędnych opisów, chociaż jest ich na tyle dużo, żeby doskonale wyobrazić sobie wszystko co trzeba, a to, że dialogi przeważały nad przemyśleniami Riley wcale nie działało na niekorzyść książki!
No i na koniec, tak jak w przypadku Trylogi Arturiańskiej muszę podziękować Instytutowi Wydawniczemu Erica nie tylko za przysłanie mi tej książki ale także za to, że po raz kolejny miałam styczność nie z papierem a'la papier toletowy, dwucentymetrowymi odstępami między linijkami jak to czasem ma w zwyczaju robić wydawnictwo Mag, a czcionka miłą dla oka i porządnym papierem. Niby nic, ale nawet nie nie zdajecie sobie pewnie sprawy z tego, że czcionka bardzo ułatwia czytanie.
Podsumowywujac, pierwsza część z cyklu "Zew Nocy" (a na całe szczęście jest ich aż 9!) jest naprawdę fajną pozycja, leciutką i dośc grubą pozwalajacą nam cieszyć się do kartek dłużej niż kilka godzin. Polecam i daję ocenę 9,5/1. :)
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 432
Cena det.: 34,90