Marcin Wroński to postać o bogatej pisarskiej przeszłości, która w ostatnim czasie z wyjątkowym sentymentem wraca do dawnego Lublina. Na potrzeby swojej pasji stworzył bohatera serii kryminałów w stylu retro, rozgrywających się właśnie w jego ulubionym mieście. "Pogrom w przyszły wtorek" to już piąta część przygód komisarza przedwojennej policji, Zygmunta Maciejewskiego. Nie ma większych przeciwskazań, by przygodę z tym bohaterem, rozpocząć właśnie od tego momentu, choć niektórzy twierdzą, że jedynie po zapoznaniu się z poprzednimi książkami, historia nabiera większego sensu a czytelnik będzie w stanie docenić wszystkie jej smaczki.
Lublin, wrzesień 1945 roku. Komisarz Maciejewski przebywa jako więzień w lubelskim Zamku. Poddawany jest regularnym, okrutnym przesłuchaniom, mającym na celu wydobycie zeznań satysfakcjonujących służby bezpieczeństwa. Mężczyzna jest już u kresu swoich sił, mimo to nadal próbuje zachować twarz. Można sobie wyobrazić jego zaskoczenie, gdy pojawia się perspektywa opuszczenia Zamku. Niczego jednak nie ma za darmo - Maciejewski otrzymuje zadanie rozwikłania zagadki zabójstwa pewnego Żyda, którego podejrzewa się o współpracę ze służbą bezpieczeństwa. Były komisarz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że sprawa którą ma się zajmować jest zdecydowanie bardziej złożona, niż sam zakłada. Co więcej, musi stawić czoło zupełnie nowej rzeczywistości. Nowa Polska to miejsce pełne zagadek i niebezpieczeństw. Dawni sojusznicy mogą stać się śmiertelnymi wrogami, dlatego ufać można tylko samemu sobie...
Marcin Wroński w bardzo sugestywny sposób kreśli obraz Lublina w pierwszych miesiącach po wyzwoleniu. To bardzo specyficzny okres, w którym dotychczasowe sojusze i zależności ulegają przewartościowaniu. Milicja, bezpieka, aparat partyjny, NKWD - nie tak ludzie wyobrażali sobie nową, lepszą przyszłość. Paradoksalnie jeszcze trudniej jest utrzymać się na powierzchni. Atmosfera jest niesamowicie ciężka i przygnębiająca.
Przytłacza okrucieństwo człowieka nad drugim człowiekiem, kompletna znieczulica, nawet wobec bliskiej rodziny. Przeraża wymyślność tortur przeprowadzanych podczas przesłuchań. Zdarzenia wstrząsają tym bardziej, że pisarz zadbał o dużą autentyczność historyczną. Trudno nie ulec wrażeniu, że zdarzenia zbliżone do tych opisanych, mogły rozgrywać się naprawdę.
Język bohaterów przesiąknięty jest masą przekleństw, które pomimo względnej tolerancji w tym aspekcie, tym razem trudno mi było przełknąć. Z drugiej jednak strony właśnie takie słownictwo najlepiej pasuje do ówczesnych realiów. Jest mrocznie, ponuro, momentami obrzydliwie.
Sama intryga powinna być dozowana w niewielkich dawkach, tak by docenić wszystkie jej detale. Warto zapoznać się z informacjami na temat tego okresu historycznego, by choć w niewielkim stopniu przygotować się na to, z czym skonfrontuje nas Wroński. Książka jest zdecydowanie czymś więcej, niż lekką rozrywką w postaci ciekawego kryminału. To kawał solidnej pracy, dopracowanej w każdym detalu, doprawionej gęstym, historycznym sosem. Polecam ją bardziej wymagającym fanom kryminału retro. To niełatwa historia, lecz z całą pewnością warta uwagi.