Czasami rzeczy spadają z nieba. Niektóre wprost pod nasze nogi, że tylko się po nie schylić i być szczęśliwym – a niektóre zwalają nam się na głowę jak zabójczy ciężar. Bywa, że te pierwsze po czasie także okazują się ciężarem. Rzeczy spadają, rzeczy się dzieją – niezależnie od nas. Kto o tym decyduje? Dlaczego spadają nam, a nie innym? Co robić z rzeczami, które spadły?
Książka fińskiej pisarki jest wybitnie metaforyczna, co nadaje jej uniwersalności. Mówi o przypadkowości ludzkiego życia, próbach wytłumaczenia sobie tego, co nam się zdarza nieoczekiwanie i o reakcjach innych ludzi na te zdarzenia.
Najbardziej przejmująca jest opowieść dziewczynki, Saary. Dziecko to stara się pojąć, dlaczego w wyniku szokującego zdarzenia straciło matkę i stopniowo pogrąża się w coraz bardziej… nierzeczywistej rzeczywistości. Nie traci kontaktu ze światem, ale na swój baśniowy sposób szuka wyjaśnienia i chce zrozumieć. Zastanawia ją zjawisko czasu i pamiętania. Nie chce, by czas uleczył rany, bo to by dla niej oznaczało, że zapomni o mamie. Dlatego zatrzymuje swoją mamę w czasie. Obrysowuje ją linią, jak obrysowuje się zwłoki na podłodze. A potem z wielkiej płachty ciemności wycina jej ducha.
Ciekawym wątkiem jest też tutaj komunikacja między dziećmi a dorosłymi. Nie wszyscy dorośli potrafią dostrzec głęboką, autentyczną, świeżą mądrość dziecka, nie wszyscy są gotowi traktować je jako partnera do rozmowy. Znamy to dobrze choćby z Małego Księcia.
Dużo w tej książce śmierci – i życia. Śmierci jako elementu życia, jako zakończenia opowieści. Śmierć przychodzi, kiedy chce i w takiej postaci, w jakiej chce. Dlatego stary rybak tonie podczas zwyczajowego połowu, choć wcześniej nie zginął od czterokrotnego porażenia piorunem.
Żyją tu również przedmioty i miejsca. Najintensywniej żyją domy i ich wyposażenie. Domy trochę nawiedzone, trochę wyobrażone – i bardzo naznaczone osobowościami swoich mieszkańców. To uosobione, sensualne domy.
Wnioski, proszę państwa, są takie, że lepiej nie mieć w życiu zbyt dużo szczęścia, bo się go nie udźwignie. Szczęście to krzyż. Albo wymysł. Nie powinno nikogo dziwić, że człowiek, którego wg nas spotkało szczęście największe z możliwych, udaje się na kraniec świata, by dalej go szukać. Nie powinna nas dziwić ani zaskakiwać inność. Jak również to, że nieszczęścia chodzą parami, a przypadki po ludziach.
Rzeczy, które spadają z nieba zostały napisane po fińsku, to znaczy tak, że użyte w powieści słowa przekazują maksymalnie skondensowaną dawkę emocji. A pod powierzchnią słów… Tam dopiero się dzieje. To nie jest łatwa ani budująca lektura.
Na koniec smaczek: niemałą rolę w tym wszystkim odgrywa Herkules Poirot.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.