Nie sposób wyrazić jakimikolwiek słowami piękno tej niepozornej niby nowelki Konopnickiej. Smutek i gorycz ściskają gardło, palce drętwieją. Jak napisać choćby to, o czym się przeczytało w "Mendlu gdańskim"? Jak to ująć?
Niech za moją recenzję posłuży poniższy wycięty cytat:
„- Podobno Żydów mają bić – rzekł tłusty zegarmistrz kiwając nogą w wyciętym trzewiku z błyszczącą sprzączką.
(…) - Nu, za co uni mają wszystkich Żydów bić?
- A za cóż by? (…) Za to, że Żydy!
- Nu – rzekł Mendel mrużąc siwe oczy – a czemu uni do lasu nie idą i nie biją brzeziny za to, że brzezina, albo jedliny za to, że jedlina?
- Cha! Cha! - roześmiał się zegarmistrz (…) - Przecież ta jedlina i brzezina to nasze, w naszym lesie, z naszego gruntu wyrosła!
Mendel aż się zachłysnął. (…)
- Nu, a ja z czego wyrósł? A ja z jakiego gruntu wyrósł? (…) Czy ja tu przyszedł jak do karczmy? Zjadł wypił i nie zapłacił? Nu, ja tu nie przyszedł, jak do karczmy. Ja tu tak w miasto wrósł, jak ta brzezina w lesie. Zjadł ja tu kawałek chleba, prawda jest. Wypił też wody i to prawda jest. Ale za tego chleba i za tej wody ja zapłacił. Czym ja zapłacił? (…) Nu, ja tymi dziesięciu palcami zapłacił! Pan dobrodziej widzi te ręce? (…) Nu, to takie ręce są, co ten chleb i te wodę próżno do gęby nie niosły! To takie ręce są, co się pokrzywiły od noża, od obcęgów, od śruby, od młota. Nu, ja nimi zapłacił za każdy kęs chleba i za każdy kubek wody, co ja tu zjadł i wypił. Ja jeszcze i te oczy przyłożył, co już dobrze patrzeć nie chcą, tego grzbietu, co nie chce już prosty być, i te nogi, co nie chcą mnie już nosić.”
Wspaniała treścią i przekazem nowela o ludziach. O ich pazerności, okropieństwie, pogardzie i dążeniu do pieniądza. O tym, jak miłość starego człowieka do wnuczka staje się pięknem samym w sobie, które nie potrzebuje słów - jedynie oczu, które będą patrzyły i rozumu, który ów obraz zrozumie i pojmie. To niesamowita nowela o miłości, biedzie, smutku i śmierci. Bo Żyd zawsze miał i nadal ma (niestety) cięzki los człowieka poczciwego.