Niedawno komplementowałam Małgorzatę Rogalę za całą serię: Agata Górska i Sławek Tomczyk. Po przeczytaniu kilku powieści poczułam już się z autorką tak wirtualnie zaprzyjaźniona, że aż mi teraz głupio, że muszę trochę ponarzekać. Ponieważ uważam, że konstruktywna krytyka ma większą wartość niż fałszywe komplementy porzuciłam pierwszą myśl, aby w imię „przyjaźni” przemilczeć tę książkę. A nuż moje uwagi jednak do czegoś się przydadzą?
To nie jest zła książka; problem w tym, że Małgorzatę Rogalę stać na dużo więcej. Gdybym nie czytała jej poprzednich powieści, o tej pewnie nawet nie chciałoby mi się pisać. Ale przeczytałam i widzę, że w porównaniu do poprzednich książek „Kopia doskonała” jest o klasę słabsza. Tak jakby autorka wyciągnęła z dna szuflady jakiś stary pomysł, dorzuciła kilka nowych wątków i napisała wszystko w wielkim pośpiechu, bo termin gonił i nie było czasu, żeby wszystko przemyśleć.
Nie przekonuje mnie, niestety, główna bohaterka. Autorka zafundowała jej walkę z traumą po przeżyciach z przeszłości. Doświadczenie było ekstremalne, rodem z najczarniejszego thrillera, a konkretnie z filmu Georga Sluizera „Zniknięcie”, a raczej z amerykańskiego remake’u tego filmu „The Vanishing”, bo wszystko skończyło się jednak happy endem: porwana, a potem uwięziona w skrzyni przypominającej trumnę dziewczyna zostaje uratowana. Tak drastyczna, nieprawdopodobnie emocjonalna i wstrząsająca historia ma się nijak do reszty książki, która gatunkowo jest lekką powieścią detektywistyczną z elementami komedii romantycznej. I to jest pierwszy zgrzyt.
Główny wątek jest mało oryginalny: o muzealnych kradzieżach obrazów polegających na zamianie oryginałów na kopie słyszeliśmy już wiele razy. Akcja rozwija się jednak dynamicznie, zabieg „nie jestem tym, kim wam się wydaje” w obu przypadkach – detektywa i zabójcy przeprowadzony jest sprawnie i zaskakuje tak jak trzeba. Czyta się. Zaskakuje również samo morderstwo i to jest, niestety, kolejny zgrzyt.
Nie jest to błąd dramaturgiczny, bo taki zwrot akcji bardzo się przydaje, raczej , tak jak w przypadku zamknięcia w trumnie, kolejny chwyt z zupełnie innej bajki, wprowadzający więcej szkody niż pożytku. Czytelniczka (bo jednak, ze względu na schematyczne potraktowanie męskich bohaterów, to książka przede wszystkim dla kobiet) czuje się mocno zawiedziona. Nie po to wprowadza się tak sympatycznego, ciekawego bohatera, przez wiele stron pozwala się z nim zaprzyjaźnić, żeby potem pozbyć się go nagle w tak okrutny sposób. No nie, niedowierza czytelniczka, ona (autorka) naprawdę mi to zrobiła?
Pomieszanie gatunków jest chyba największym niedociągnięciem tej książki. Bo mamy tu jeszcze powieść „turystyczną”. Małgorzata Rogala o atrakcjach środkowej Francji opowiada tak ciekawie, że od razu by się chciało kupić bilet do Lyonu. I dobrze, wakacje się zbliżają, warto się rozerwać odwiedzając tak urocze miejsca, nieważne czy naprawdę, czy tylko na kartach książki, razem z bohaterami. Tylko, jeśli to ma być rozrywkowa powieść wakacyjna, to po co te traumy i trupy? Każdy z wątków osobno jest w porządku. Gdy próbuje się je złożyć razem, wrażenie jest takie jakby producent włożył do jednej paczki puzzle z różnych zestawów. Układacz tylko się irytuje, bo nie da się z nich ułożyć jednej całości.