Jest lipiec. Na Łasztowni – wielkiej wyspie położonej naprzeciwko Starego Miasta w Szczecinie — rozpoczynają się prace przy odbudowie zniszczonych w czasie wojny renesansowych spichlerzy. Prace idą zgodnie z planem, aż do chwili kiedy pracownicy natrafiają na dziwne, zalane betonem piwnice... Kilka dni później, w katedrze, podczas koncertu muzyki organowej ma miejsce dziwne wydarzenie. Przymocowany pod sklepieniem ładunek rozrywa umieszczoną tam torbę pełną kolorowych płatków kwiatów. Media traktują to wydarzenie jako żart albo happening jakiejś proekologicznej grupy. Szczególnie ta druga teoria zyskuje zwolenników, kiedy trzy dni później media otrzymują wiadomość. W mailu znajdują się groźby pod adresem deweloperów oraz dziwny szyfr. List kończy się słowami: „Macie dwa dni, a potem czternaście”. Podpis pod listem brzmi: Heiland der Welt. Tymczasem w redakcji „Dziennika Szczecińskiego” dochodzi do rozłamu na tle oceny ostatnich wydarzeń. Faworyzowana przez nową redaktorkę naczelną dziennikarka Urszula bagatelizuje sytuację. Paulina i Piotr postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i przeprowadzić własne śledztwo. W rozwiązaniu tajemniczego szyfru pomaga im przyjaciel – architekt Igor. Kiedy tydzień później dochodzi do następnego ataku, okazuje się, że sytuacja jest poważniejsza, niż mogli przypuszczać...
.
Za egzemplarz dziękuję @wydawnictwomuza oraz za możliwość jej przeczytania. Książka ma ponad 600 str i jest to kryminał połączony z thrillerem. Początek był dla mnie katorgą, ponieważ były strasznie długie opisy, które według mnie nic dla mnie istotnego nie wniosły do czytania. Zaczęłam się zniechęcać, bo nienawidzę długich opisów. Dopiero gdzieś po pominięciu 200str zauważyłam, że wszystko nabrało innego znaczenia. Akcja zaczęła się toczyć w zaskakującym tempie a emocje brały górę. Miałam wrażenie, że stoję obok i sama tego doświadczam. Tło historyczne nadawało tej historii, według mnie tajemniczość bo wiele było zagadek z tym związanych. Bohaterowie zostali tak wykreowani, że idealnie zostali wpasowani do tej historii. W niektórych momentach aż wstrzymywałam oddech i zwiększałam tempo czytania, by się dowiedzieć jak to się skończy. Pierwsze spotkanie z autorem i mogę stwierdzić, że ma świetne pióro. Lekko się czyta i na dodatek szybko. Pan Leszek Herman z zawodu jest architektem (na pewno świetnym) i tu w tej lekturze widać, że każdy szczegół jest dopracowany, przemyślany i nie ma do czego się przyczepić. Język jest prosty i zrozumiały, a czcionka przyjemna dla oka. Chociaż wracając do tych opisów, to nie powiem autor przedstawił nam Szczecin, tak malowniczo, tak dokładnie, że pomimo tego, że byłam tylko na dworcu PKP 😂, to czuję się jakbym tam była i znała każdy zakamarek. Ale i tak jakby rodowity Szczecinianin spytał się mnie, gdzie co jest ja nie potrafiłabym odpowiedzieć 😂🙈. Podsumowując jestem oczarowana tą książką i polecam ją wszystkim molom i fanatykom książek historycznych, lecz nie tylko, ponieważ historia tak pochłania, że spodoba się każdemu. Bo pomimo, że ja się do nich nie zaliczam, to pozycja mi się podobała, wciągnęła mnie całą sobą.