Ukończyła filozofię i literaturę na uniwersytecie w Chicago, potem przeprowadziła się do Nowego Jorku. Mieszka na Brooklynie, pisze wszędzie, ciągle i na wszystkim: i na notebooku, i na serwetkach. Poza tym uwielbia gotować, jest uzależniona od kawy i dodaje keczup do wszystkiego, nawet do kanapek z pomidorem.
Z definicją choroby zwanej delirią zetknęliśmy się w pierwszej części tejże serii, o dość oczywistym tytule – Delirium. Choroba ta jest leczona u wszystkich ludzi poprzez zabieg w wieku osiemnastu lat tak, by nie musieli w późniejszych latać cierpieć przez konsekwencje związane z miłością.
Requiem jest już ostatnią częścią zwieńczającą całą trylogię. Akcja rozpoczyna się niedługo po zakończeniu części drugiej, czyli w momencie gdy okazało się, że Aleks jednak żyje. Mamy okazję oglądać konfrontację tej dwójki w głuszy, a jeśli dodamy do tego Juliana, sporo akcji i kilka ofiar śmiertelnych – otrzymamy całkiem niezłą mieszankę.
„Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię.”
Jeśli chodzi o bohaterów – Lena wciąż była tą samą silną kobietą, którą stała się po zamieszkaniu w głuszy. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że czytelnik bez problemu może zajrzeć w jej najgłębsze przemyślenia, co sprawia iż łatwo nam się z nią utożsamić.
Diametralnej zmianie uległ Aleks. Z niegdyś pogodnego, uczuciowego chłopaka zamienił się w tajemniczego mężczyznę, trzymającego się raczej na uboczu.
Ciężko z kolei wyrazić mi jakąkolwiek opinię o Julianie. W drugiej części mieliśmy okazję poznać jego dość ciekawą i zaskakującą historię, obserwowaliśmy sympatię rodzącą się między nim a Leną. Pałałam do niego wielką sympatią i zdziwił mnie fakt, że w Pandemonium występował raczej rzadko i w małych ilościach.
Mieliśmy za to świetną okazję do poznania tej historii z perspektywy Hany, byłej najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki. Rozdziały naprzemiennie są pisane z jej perspektywy, oraz z perspektywy Leny. Myślę, że jest to zabieg bardzo ciekawy, pozwalający nam na obserwowanie całej sytuacji z dwóch stron barykady.
„Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie.”
Styl autorki niezmiennie pozostaje ciekawy i bardzo wciągający, dzięki czemu pochłonęłam tę powieść w zaledwie kilka godzin. Język jest ciekawy, z pewnością nie można określi go ubogim. Mogę powtórzyć tu stwierdzenie, które nasunęło mi się już podczas lektury Delirium, mianowicie podczas czytania da się wyczuć, iż autorka miała styczność z filozofią.
Szata graficzna jest naprawdę przyjemna, w mojej opinii to właśnie ta okładka jest najładniejsza ze wszystkich trzech, na drugim miejscu plasuje się okładka Delirium, trzecie miejsce natomiast zajmuje Pandemonium.
Myślę, że Requiem jest naprawdę dobrym zakończeniem całej serii. Po Części pierwszej nie byłam pewna czego mam się spodziewać, jednak dzięki lekturze tomów kolejnych doceniłam całą historię i zobaczyłam, jak wielkie postępy poczyniła sama autorka. Całą serię z pewnością można określić mianem bardzo dobrej. Nie mogę co prawda wystawić oceny maksymalnej, gdyż czegoś mi tu brakowało – jednak z czystym sumieniem polecam ją wszystkim wahającym się. I na koniec zamieszczę cytat pochodzący z ostatniej sceny, która mimo iż przepełniona była patosem, miała jednocześnie swój urok. Jeszcze raz polecam.
„Wy wszyscy, gdziekolwiek jesteście: wy w strzelistych miastach i wy w małych wioskach. Znajdźcie w sobie to, co najtwardsze, kamienne bryły, żelazne pręty i ogniwa, i wyrzućcie precz. Umówmy się tak: zrobię to, jeśli i wy to zrobicie, teraz i na zawsze. Zburzcie mury.”