Postęp techniczny jest nieunikniony. Tylko czy istnieje gdzieś granica? , limit tego co możliwe i co pozwala na traktowanie planety Ziemia jak swojego domu?, bez nadmiaru nieproszonych gości i strachu o to, że nasz czterokołowy pupilek Volswagen nagle okaże się zabójczą bronią – koszmarne, ale bardzo prawdopodobne, bo nauka nie zna granic. Ludzie z ambicją przewyższającą Boga, być może prowadzą nas na kres wytrzymałości, tam gdzie szaleństwo jest ratunkiem, pozwalającym przeżyć dzień.
Daniel H. Wilson w „Robokalipsie” przestawia nam świat w którym maszyny wykonują większość obowiązków. Roboty domowe kupują kawę i świeże bułeczki, wyprowadzają psy oraz towarzyszką gospodarzom podczas oglądania telewizji, nawet lalki dla dzieci to mikro robociki. Codzienność została w pełni zautomatyzowana. Wszyscy żyją w pełnej symbiozie – do czasu. Nastaje sądny dzień, nagle przestają działać telefony, internet i telewizja. Pada wszelka łączność, spadają samoloty, a samochody stają się machinami do zabijania. Coś przejmuje kontrolę nad maszynami, elektrowniami i wojskiem. Zapanowuje totalny chaos, rozpoczyna się wojna, maszyny kontra ludzie.
Czy to coś Wam przypomina?, bo mnie bardzo. Od razu miałam skojarzenia z filmem „ Ja robot” w którym główną rolę gra Will Smith. Tak jak w filmie tak i w książce roboty zrobiły niezły bajzel, dostarczając mnóstwa wrażeń, bo co jak co, ale robot to ma możliwość, jest szybki, sprawny i logiczny, przeciętny człowieczek wypada bardzo słabo w starciu z wielką, silną maszyną. Jednak trzeba pamiętać, że ludzie to zaskakujące istoty, w obliczu niebezpieczeństwa jednoczą się, wyzbywając uprzedzeń i nienawiści, stają się jednym wielkim narodem walczącym we wspólnej idei.
Trochę obawiałam się tej książki, bo powieść określana jest jako thriller z pogranicza fantastyki naukowej, a z tym gatunkiem różnie bywa. Na szczęście zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona, tym bardziej, że to futurystyczne spojrzenie porusza aktualne zagadnienia w dziedzinie robotyki i otaczającego nas środowiska. Czytanie okazało się przyjemnością, bo historia jest niebanalna i dostarczająca sporego zastrzyku adrenaliny.
Powieść ma bardzo ciekawą konstrukcje, opisywana historia podzielona jest na pięć części, są to kolejne etapy walki od momentu pierwszego niepokojącego incydentu. Każdy rozdział, opatrzony jest krótką wprowadzającą notatką oraz interesującym cytatem, bo tak naprawdę ta książka to przekaz za którym stoi Cormac ”Spryciarz” Wallance, członek oddziału z Gray Horse.
„ Nie ma znaczenia, kiedy znajdziecie tę książkę. Wszystko jedno czy przeczytacie ją za rok, czy za sto lat.(...) dowiecie się, że dzięki tej wojnie dojrzeliśmy jako gatunek”
Wojna z robotami to ciężka przeprawa, dzięki wprowadzeniu wielu narratorów mamy okazję spojrzeć na na zaistniałą walkę z różnych perspektyw; widzimy ją oczami małej dziewczynki, naukowca, senator do spraw Sił zbrojnych a nawet robota. Fabuła naszpikowana jest szybkimi akcjami, często bardzo brutalnymi i krwistymi w opisach. Ta historia to geneza odrodzenia się ludzkiego gatunku, od momentu w którym zostało zachwiane zaufanie do wytworów technologi, do momentu bezpośredniej walki z wrogiem.
Gdyby ktoś miał obawy co do języka powieści, to spokojnie, nie ma tragedii, co prawda autor konsultował się z – chwała mu za to - naukowcami biegłymi w temacie robotyki, jednak przełożył to na tak bardzo przystępny język , że nawet laicy komputerowi nie będą mieć problemów ze zrozumieniem całej opowieści, bo tak naprawdę nie chodzi w niej o poznanie technicznej strony, a o nas i naszą zdolność do przystosowania się, oraz wiarę i nadzieję. Nie jesteśmy gatunkiem którego można spisać na straty.
Oczywiście muszę wspomnieć o tym, że filmowcy z Dreamworks ze Stevenem Spielbergiem na czele szykują niespodziankę dla fanów książki i na 4 lipca 2013 roku przewidziana jest premiera filmu nakręconego na podstawie książki „Robokalipsa”.