Oto jest Basia: Lat dwadzieścia pięć. Super-hiper-mega atrakcyjna blondynka z włosem po pas i pechem do mężczyzn. Jakiego by sobie nie znalazła – okazuje się super-hiper-mega mendą. I gdy kolejny raz, wystrychnięta przez dupka na dudka Basia, płacze nad złym fatum - przewrotny los stawia na jej drodze super-hiper-mega atrakcyjnego Maksa, który pozostając w czynnej służbie policji dla rozmazanej na pandę i zalanej kawą Basi traci rozum.
Patrzę na wysokie oceny czytelniczek i zachodzę w głowę, za co one?
Oklaskują bowiem powieść co najmniej dobrą, pisaną na wysokim poziomie kunsztu i literackiego pióra.
Mnie natomiast, jakiś gnom zamienił ten pisarski cymes na pudrowany stolec. Wykoślawioną mazaninę, gdzie iskra boża może i jest, ale rozplaskała się twarzą na piekielnym bruku.
Mało kiedy zdarza się, bym niemal natychmiast, niejako z marszu, nabrała do książki i wszystkiego, co w sobie zawiera głębokiej awersji. By na samą myśl o tym, że znów będę czytać o Baśce, trafiał mnie szlag i dostawać wewnętrznej wysypki.
Ponieważ, przykro mi to mówić, Baśka to chimeryczna neurotyczka, typ narcystycznej księżniczki, domorosłej królowej życia ze srebrnym czopkiem w tyłku.
Przykład pierwszy: Maks leci na Baśkę bardzo energicznie. Bardzo-bardzo. Postarał się być w tym samym miejscu i czasie co ona. Reakcja Baśki: Idź, kup mi zielony koktajl (ale nie mówi, który zielony). Maks, aby zapunktować, kupuje więc wszystkie. Baśka wypija ten, który lubi najbardziej i rzecze: Dzięki za piciu, ale nie jestem tobą zainteresowana, więc spadaj. Maks wstaje od stolika i odchodzi. Baśka: Jak on śmiał tak wstać i odejść?!? Co za cham!
Przykład drugi: Baśka, jako menadżer hotelu organizuje bal charytatywny, gdzie m.in. jako nagrodę w licytacji można wygrać kolację z Basią właśnie. Licytację wygrywa Maks. Co robi Baśka? W towarzystwie Maksa na szybko wychyla szklaneczkę martini i ucieka na zaplecze, ukrywając się za obowiązkami.
To ma być, kurza nać, dorosła postawa i zawodowy profesjonalizm?
Za cóż więc Maks wyłożył dziesięć tysięcy monet polskich?
Przykład trzeci: Po kilku dniach znajomości z Maksem, Baśka jedzie pojazdem Maksa do domu Maksa, i tam, gdy Maks już zamknął za nią drzwi, Basia pyta niespokojnie: Chcesz mnie zgwałcić?
Z kolei Maks na punkcie Basi dostał jakiegoś umysłowego pomieszania z poplątaniem. Na pierwszy rzut oka: wyrobiony życiowo facet. Ale facet, któremu testosteron wypalił mózg. Spiritus movent jego istnienia sprowadza się do przemożnego pragnienia, by zakisić w Basi ogóra.
To i tak powściągliwe określenie dla kogoś, u kogo penis z głową zamieniły się na IQ .
Tyle i aż tyle przez jedną trzecią książki (oprócz tego, że jest policjantem) o Maksie wiadomo.
Wszystko w tej książce jest tak gówniarskie, tak bezrozumne, a zachowanie Basi tak bardzo w stylu współczesnych wojujących feministek, że można by było uznać je za groteskowe, gdyby w swojej istocie nie było tak paranoidalnie surrealne.
W każdym bądź razie ja miałam szczerą chęć sama sobie przybić facepalma dechą dwucalówką.
„Pechowej dziewczyny” nie ratuje nic, nawet sama Weronika Karczewska-Kosmatka.
Uczniacki, w pewnym stopniu infantylny styl pisania, raczej skromny warsztat. Postaci spłycone do maksimum.
Brak wyraźnej linii fabularnej. Narracja Basia-Maks w pierwszej osobie, bez wyraźnego podziału na rozdziały.
Błędy frazeologiczne (m.in. patrzeć spod byka, musiałam tylko zaliczyć kolację z nim, jeśli się po nią upomni, miała pogrzebową minę) - to niektóre z moich obiekcji względem książki. Po zebraniu ich w jeden zbiór - zamiast relaksującej, przyjemnie pobudzającej poczytajki, Novae Res sprzedaje czytelnikom jakieś śmieci, dla niepoznaki podlane perfumą i obsypane brokatem.
Przemęczyłam trochę ponad sto stron, a i to z trudem. Dlatego odrzucam tego rzekomego białego kruka ze wstrętem, ale też ulgą, że już nie muszę. Albowiem sto procent z tego, czego co przeczytałam nie odzobaczę. To sto procent szmiry, sztampowej aż do bólu du(sz/p)y.
Chciałabym wyrazić się o „Pechowej dziewczynie” jakoś bardziej życzliwie, że nie jest aż tak beznadziejna, jak sugeruje opinia, ale oprócz niechęci do postaci Basi, antypatii do książki ogólnie i narastającej irytacji nie czułam nic.
Najwięcej satysfakcji dostarczyło mi usunięcie pozycji z czytnika.