Prześladuje mnie takie kulawe szczęście, że często kupuje książki niekoniecznie zgodnie z chronologią. I bardzo mnie boli, że wydawcy rzadko umieszczają widoczną informację, że jest to tom ten a ten z tej i tej serii. Czasami ograniczają się tylko do podania pozostałych pozycji z danej sagi lub trylogii, ale która część jest która musimy domyślać się sami. Tak więc wiele książkowych serii czytałam „od końca”. Identycznie mogło by być z trylogią pani McMann, której tom drugi znalazłam na wyprzedaży w jedynym z wielkich supermarketów w stolicy za jedyne 2 zł, a książka wyglądała jak nowa. W porę dowiedziałam się jednak, że najpierw powinnam przeczytać „Sen”, by móc zanurzyć się we „Mgle”, a następnie poczekać na prawdopodobnie fascynujące „Koniec”.
Książka ukazuje losy nastoletniej Janie, która widzi ludzkie sny. Dzieje się to bez udziału jej woli. Kiedy, ktoś przy niej zasypia ona automatycznie przenosi się w koszmary (lub marzenia) wraz z nim. Próbuje z tym walczyć lecz jak na razie nie widać wielkich rezultatów. Stara się żyć w miarę normalnie. Codziennie chodzi do szkoły i pilnie się uczy by dostać stypendium, po szkole dorabia w domu opieki by mieć pieniądze na przyszłe studia, których niestety nie zapewni jej matka alkoholiczka. I tak toczy się jej życie dzień za dniem uprzykrzane nieprzyjemnymi podróżami w nocne mary innych.
Aż do dnia kiedy zostaje wciągnięta w sen o nożycorękim potworze, który jak się potem okazuje należał do pewnego tajemniczego chłopaka z jej klasy. I uwaga! Od dawna już twierdzę, że opisom na książka wierzyć nie można za grosz, bo przeważnie jest tak, ze blurb swoje a książka swoje. Ten chłopak wcale nie jest nowy i nie potrafi kontrolować snów. Jest najzwyczajniejszym pod słońcem facetem, no może lekko skrytym.
Początkowo „Sen” czyta się trochę opornie ze względu na trzecioosobowy ale w szczególności teraźniejszy czas narracji. Książka podzielona jest na kilka części oraz można odnieść wrażenie, że ma ona formę dziennika, bo pisana jest z wyszczególnieniem dat oraz godzin. Nie uświadczy się tu długich i kwiecistych opisów. Akcja toczy się szybko i dynamicznie. Poznajemy Janie w wieku ośmiu lat i towarzyszymy jej aż do liceum, a wszystko to zawarte na zaledwie kilku kartkach.
Pozycja ta zalicza się do pozycji fantastyki skierowana bardziej do młodzieży niż do starszych odbiorców. O tą fantastykę tez można się pokłócić, no książka te jest nad wyraz realna a jedynym paranormalnym elementem jest tu wciąganie biednej Janie do snów innych ludzi. Autorka pokazuje, że nadzwyczajne umiejętności to nie zawsze dar, ale przekleństwo. Dziewczyna w każdej chwili może zrobić sobie krzywdę upadając lub tracą panowanie nas samochodem kiedy zostaje wciągnięta do swoich „wizji”. Musi rezygnować z wielu przyjemności a zwykła szkolna wycieczka to dla niej tortura.
Książka jest naprawdę interesująca i mi osobiście podobała się bardzo. Jest świeżą odskocznią od świata fantastyki zdominowanego przez powieści o wampirach. Czy ta się w ekspresowym tempie, mi zajęło to nie całe trzy godziny podczas jazdy pociągiem. Po krótkim czasie człowiek przyzwyczaja się do teraźniejszego czasu narracji i już nie zwraca na to uwagi. Największym minusem „Snu” jest jego objętość. Niecałe dwieście stron to bardzo malutko i prawdopodobnie za mało by rozwinąć głębię przedstawionych postaci. Ale jak tak się teraz zastanawiam to wydaje mi się, że tak właśnie jest najlepiej i dłuższe opisy popsuły by tą specyficzną atmosferę.
Zdania o trylogii są podzielone, a ja zaliczam się do jej fanów. Polecam jednak książkę, bo moim zdaniem naprawdę warto się z nią zapoznać.
Moja ocena: 8/10.
z: szeleststron.blogspot.com