Lisa McMann jest amerykańską pisarką. Zdobyła popularność w 2009 roku trylogią dla nastolatków. Dwie pierwsze powieści: Sen i Mgła przez kilka tygodni królowały na amerykańskich listach bestsellerów, a prawa do ich wydania kupiono w Europie i Azji.
„Sen” znalazł się w moich rękach dość przypadkowo. Wcześniej nie słyszałam ani o samej książce, ani też o jej autorce. Przypadkiem jednak napotkałam ją w prywatnych zbiorach mojej przyjaciółki i nieco zaintrygowana sięgnęłam po nią w kolejnych miesiącach.
Główną bohaterką powieści jest Janie, mająca niesamowitą zdolność wchodzenia w ludzkiej sny. Zawsze niestety, niezależnie od własnej woli ląduje w koszmarach. Jest to dziewczyna mająca ciężką sytuację w domu, mieszka z matką alkoholiczką i nie zna własnego ojca. Nie traci przy tym ambicji, marząc o college’u i robiąc wszystko by ostatecznie się tam dostać. Dodatkowo zarabia na życie pracując w domu dla starszych ludzi. Raczej przypadła ona do mojego gustu, zaskarbiając sympatię charakterem. Przez powieść przewija się jeszcze kilku bohaterów, drugim najważniejszym z pewnością jest jednak Cabel, wspomniany w opisie nowy chłopak. Między tą dwójką po jakimś czasie wywiązuje się wątek miłosny. Osobiście nie mogłam się nadziwić temu, jak dwójka ludzi praktycznie się nieznających, nie wiedzących o sobie zbyt wiele – jest w stanie się zakochać. Nie wolno zapominać jednak, że jest to książka typowo młodzieżowa, a te rządzą się swoimi prawami.
Jedną z ciekawszych bohaterek jak dla mnie była pani Stubin, niezwykle sympatyczna staruszka kryjąca tajemnicę istotną dla późniejszych wydarzeń.
„To, co złe, nigdy samo nie mija. I to nie jest niczyja wina.”
Sam motyw snu jest raczej ciekawie rozwinięty, bohaterka szuka informacji i wyjaśnień. Liczyłam, że może dowiem się coś więcej na ten temat, nie padło tu jednak nic czego wcześniej bym nie wiedziała.
Okładka przywodzi na myśl opowieść osadzoną w dość mrocznym świecie, przez chwilę myślałam nawet, że będzie ona miała coś wspólnego z thrillerem. Nie, nie miała.
Forma powieści jest dość ciekawa i z pewnością oryginalna, nie spotkałam wcześniej wielu dzienników pisanych z perspektywy trzeciej osoby. Podczas lektury możemy czuć się jak osoba obserwująca z boku wszystkie wydarzenia. Całość podzielona jest na miesiące, dni, a nawet godziny i minuty. Na samym początku umieszczona została retrospekcja sprzed kilku lat, później pojawiają się relacje z różnych momentów życia bohaterki.
Jeśli chodzi o język, nie można nic zarzucić bohaterce. Z pewnością jest zrozumiały dla każdego czytelnika. Opisów było z kolei nieco zbyt mało, odczuwałam chwilami pewien ich niedosyt. Niektóre z tych nielicznych jednak zadziwiały swoją plastycznością. W pamięć zapadło mi również jedno ciekawe porównanie.
Książka jest raczej niepozorna, o bardzo małych rozmiarach. Jeśli jednak mam być szczera – spodziewałam się czegoś odrobinę lepszego. Po lekturze czuję pewien niedosyt. Momentów mrocznych i tajemniczych (przed przeczytaniem myślałam, że się pojawią) właściwie nie ma, trochę rozczarował mnie wątek miłosny, który w podobnych sytuacjach jest ostatnim elementem ratującym powieść oraz zabrakło mi ciekawych opisów.
Podsumowując, nie jestem pewna, czy mam wam tę książkę polecać czy też odradzać. Jest idealna do przeczytania na jeden wieczór, dla raczej niewymagającego czytelnika oczekującego od książki jedynie kilku przyjemnie spędzonych chwil. Nadaje się ona raczej dla nastolatków, osoby nieco starsze mogą być naprawdę rozczarowane. Sama mimo wszystko sięgnę po części kolejne by sprawdzić, czy faktycznie są one lepsze od swojej poprzedniczki.