Uprzejmie donoszę, że dołączyłam do grona tych, co mają już tę słynną lekturę za sobą. Przeczytałam
z własnej i nieprzymuszonej woli, żeby wreszcie się dowiedzieć, o co chodzi, dlaczego tyle szumu i czy słusznie. Mając za sobą także lekturę co najmniej kilku recenzji napisanych przez osoby, których czytelniczym wyborom ufam i nie kwestionując ich, chciałam jednak sama poznać coś, o czym będę się wypowiadać. Co niniejszym nastąpi.
Fabuły streszczać nie będę nawet w stopniu minimalnym, bo po pierwsze nie warto, a po drugie – każdy na pewno słyszał, na czym się ona opiera, nawet jeśli nie czytał. Napiszę tylko, że jedyny plus, jaki w niej dostrzegłam, to pomysł, że ona objawiła się jemu, gdy był na granicy życia i śmierci – i on potem marzył, że ona wreszcie się zmaterializuje, że zaistnieje obok niego naprawdę. Przyznaję, że mnie to rozczuliło – w końcu jestem kobietą, czasem nawet bywam romantyczką. Myślę, że można było ten pomysł rozwinąć inaczej, lepiej, stworzyć z tego coś w rodzaju pięknej, współczesnej baśni. Tak się nie stało, w związku z czym więcej plusów nie będzie.
Spośród kilku spostrzeżeń, jakie nasunęły mi się podczas czytania, najważniejsze dotyczy wizerunku kobiety przedstawionego w książce. Nie czytałam jeszcze chyba nic, co by tak mocno, tak dotkliwie kobietę obrażało. I nie chodzi tylko o sferę seksualną, jak również nie chodzi tylko o główną bohaterkę. To, że seks jest głównym sposobem na życie Laury i jej przyjaciółki Olgi, to jedno. Drugie, to na przykład narzekania tej pierwszej, że nie wyobraża sobie, by mogła nie decydować o niczym w związku z Massimem – po czym padają słowa podobało mi się w nim to, że często nie pyta mnie zdanie, tylko informuje. Olgę panna Biel przedstawia następująco: Nie była prostytutką, raczej utrzymanką znudzonych głupimi kobietami mężczyzn. I tu się zastanawiam, jakie kobiety nazywa Laura głupimi. Bo rozumiem, że nie swoją i swojej przyjaciółki powierzchowność, ograniczoność i płyciznę umysłową ma na myśli.
Sytuacja, w jakiej Laura się znalazła – porwanie, brutalność „partnera”, ciągle zagrożenie życia, różnego rodzaju groźby – właściwie bardzo jej odpowiada. Wszystko, co wymieniłam rekompensują jej pieniądze, ubrania, morze alkoholu, opływanie we wszelkiego rodzaju luksusy i seks. Właściwie Laura czuje się komfortowo, a pani autorka tylko od czasu do czasu jakby sobie przypomina, że jednak ta sytuacja normalna nie jest i może warto byłoby to zaznaczyć jednym czy drugim koślawym zdaniem. Szybko jednak wraca do głównego wywodu, na który składają się m.in. takie elementy, jak wielkość łazienki lub garderoby oraz ich zawartość, ukochane trampki naszej Laurki, samochody, wymienianie modowych marek i oczywiście seksualne wyczyny bohaterów.
Zastanawiałam się też nad tym, do kogo ta książka jest skierowana. Czy do ludzi, którzy z jakiegoś powodu nie mają życia seksualnego, a chcieliby? Żeby mogli sobie chociaż o nim poczytać? Taki książkowy pornol? Nie mam pojęcia.
Z kwestii językowo-stylistycznych, na które zawsze zwracam uwagę, wspomnę tylko niektóre. Przejścia miedzy opisywanymi wydarzeniami czy nawet akapitami są tak toporne (albo ich wcale nie ma), że gdyby to było wypracowanie maturalne, zarzucono by mu brak spójności. Bardzo słabo wychodzi autorce tworzenie tła wydarzeń – ale w sumie pewnie nie powinnam spodziewać się epickiego rozmachu w książce tego rodzaju. I na koniec perełka nawiązująca do mojego pierwszego spostrzeżenia: Myślałam przez chwilę, zastanawiając się, czy nadal jest mi niedobrze, czy już może czuję się dobrze. Po bardzo krótkiej chwili namysłu doszłam do wniosku, że moje samopoczucie jest wyśmienite (…).
Jeszcze jedno. Na końcu autorka dziękuje rodzicom: (…) za to, jaka jestem, że umiem mówić o seksie, miłości i emocjach. Myślę sobie, że jeśli rozmowy w domu rodzinnym przebiegały w podobny sposób, jak Blanka Lipińska pisze, to nic dziwnego, że powstało to, co powstało.
I czy tylko mnie się wydaje, że przywołanie na okładce Ojca chrzestnego jest nadużyciem, a wręcz obrazą dla tegoż?
Podsumowując. Są książki słabe, to znaczy źle napisane – i są książki szkodliwe. Ta należy do obu wymienionych kategorii. W prostacki sposób utrwala wizerunek kobiety jako tej, która nie ma wielkich oczekiwań, chyba że chodzi o seks i życie w luksusie. Można ją upodlić i ośmieszyć, a jej jeszcze sprawi to przyjemność.
I już zupełnie na koniec dodam, że powyższe wnioski mogłam wysnuć dzięki temu, że Szanowny Kolega Kanapowicz @Johnson zechciał mi udostępnić swój egzemplarz tego wiekopomnego dzieła. Dzięki, @Johnson! 😊