Hadley Sullivan zmuszona jest wziąć udział w ślubie swojego ojca, na dodatek z zupełnie jej obcą osobą. Na prośbę jej taty, matka wysyła ją do ponurego Londynu, na cudowną uroczystość. Co siedemnastolatka może sobie pomyśleć? Zaciągają mnie tak siłą, zrobię z tego katastrofę. I tak właśnie jej podróż się zaczyna. Spóźnia się na samolot, co za tym idzie musi czekać na nocny lot. Czy to co ją spotkało można nazwać przeznaczeniem? Spotyka ona bowiem Oliver'a, Brytyjczyka, który, akurat, ma rezerwacje na ten sam pokład, również leci do stolicy Wielkiej Brytanii na rodzinną uroczystość. Ta dwójka, na pozór przypadkowych ludzi, w niecałe dwadzieścia cztery godziny dowiaduje się rzeczy i zwierza ze wspomnień, o których sami nawet nie byli świadomi. I to wszystko podczas kilku godzinnego spotkania, być może kończącego ich świetnie zapowiadającą się znajomość.
Serce w chmurach to pierwsza książka pani Jennifer, która ukazała się w Polsce. Jest to stosunkowo szczupłą pozycją na mojej półce, ale zasługuje na swojego rodzaju nagrodę. Historia zawarta na stronach jest bardo oryginalna, a przynajmniej w moim przypadku. Pamiętam, że pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bardzo ładna okładka, która wręcz biła od romantyzmu i miłosnej powieści. Bez skrępowania kupiłam ją, ale wtedy naszły mnie obawy. Opis z tyłu książki, bynajmniej nie zachęca do lektury. Pomyślałam, że jest to kolejny czasoumilacz, o którym zapomnę jeszcze przed końcem lektury. O dziwo, nadal ją pamiętam a minęły już dwa lata od przeczytania jej.
Bohaterowie, wciąż żywi w mojej głowie, są po prostu świetnie wykreowani. Są zwykłymi ludźmi, ze zwykłymi problemami, szkołą, przyjaciółmi, rodziną. Hadley jest najzwyklejszą w świecie dziewczyną, przedtem nie rozumiałam za bardzo jej postępowania, ale byłam też młodsza, imponował i irytował mnie wiek bohaterek. Teraz, z czasem, łatwiej jest przyswoić jej tok myślenia. Miłym zaskoczeniem jest, że czasami zgadzałam się w pełni z jej postępowaniem. Oliver, to nie jest mój typ, niestety. Duży plus za Brytyjczyka, bo chyba nie ma dziewczyny, która nie zakocha się w tym słynnym akcencie. Chłopak jest dość specyficzny, tak samo jak jego poczucie humoru. Najbardziej podobało mi się w powieści, że nie był on kolejnym schematycznym młodzieńcem, który ratuje ukochaną z opresji.
Trzeba przyznać, że akcja nie jest jakoś zastraszająco wartka. Nie ma wampirów, wilkołaków, wróżek ani żadnych innych stworów. Są zwykli ludzie, bez żadnych złych manier, konfliktów ze światem i ludźmi. Żyją, bo żyją. Nie mają myśli samobójczych, ani depresji. Poznajemy ich historie z dzieciństwa, losy ich bliskich i to z samych ust Hadley i Oliver'a. Czas akcji jest dość skąpy, bo dwudziestoczterogodzinny, ale naprawdę ma się wrażenie, że minęło już kilka dni - tak dużo się wydarzyło. W treść wplątane są uczucia, takie jak: nienawiść, zawód, miłość, zaufanie, wybaczenie, przyjaźń. Bohaterowie nie są dla siebie lekiem na nudę, ale raczej lekarstwem na przetrwanie i zrozumienie postępowania swoich rodziców.
Polecam tę książkę, ponieważ nie tyle, że pomaga zrozumieć pewne aspekty, ale też zdecydowanie poprawia samopoczucie. Daje swoistą wiarę w rzeczy niemożliwe, w przeznaczenie. Może to nie po Bożemu, ale czasem warto wierzyć w miłość, bo ona jest każdemu przeznaczona. Pani Jennifer Smith zalicza się do grona moich ulubionych atorów, choć druga książka jest mało satysfakcjonująca.