„Cztery pory roku’ jest jedną z najbardziej zachwalanych powieści; recenzje i opinie znajomych wzbudziły mój entuzjazm, zanim zabrałam się do lektury. Na ogół nie przepadam za opowieściami, ale to jest Stephen King – potęguję napięcie – spod pióra tego pana mogłabym przeczytać dosłownie wszystko, nawet instrukcję składania odkurzacza. Więc zabrałam się z ogromnym apetytem do niej… czy się zawiodłam?
Powieść składa się z czterech noweli. Pierwszą z nich jest „Skazani na Shawshank”. Ten, kto nie oglądał filmu czerpał większą radość z czytania tej opowieści. Tymczasem, z powrotem zostałam przeniesiona za mury więzienia, by ponownie zetknąć się z niewinnie skazanym Andy’m Dufresne.
Narrator w pierwszej osobie opowiada nam o swojej zażyłości ze skazanym. Początkowy szacunek przerodził się w niezwykłą przyjaźń. Andy’ego spryt i inteligencję nie będę zachwalała, napiszę tylko, że umiał radzić sobie w skrajnych sytuacjach.
Stephen King stworzył fenomenalnie tło wydarzeń, bohaterów i przy tym narracja była tak gładka, że z entuzjazmem brnęłam dalej, znając dokładnie losy Andy’ego. To opowiadanie jest czymś więcej, niż historią mężczyzny twierdzącego, że został niesłusznie skazany za zabójstwo. Dla mnie majstersztyk!
„Pojętny uczeń” jest historią chłopca – Todda - który zafascynowany niemieckimi obozami koncentracyjnymi, pragnie pogłębić swoją wiedzę poprzez rozmowy ze staruszkiem. Starszy człowiek ukrywający się pod nazwiskiem Denker, zostaje zwabiony w pułapkę przez dzieciaka. Dussander (jego prawdziwe nazwisko),od lat ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Zbrodniarz nazistowski ulega szantażowi Todda. W zamian za nieujawnienie prawdy, nastolatek chce usłyszeć pikantne opowieści wojenne.
Czytając tę nowelę, nie mogłam zdecydować, kto jest większym wcieleniem zła. Ci, co czytali to opowiadanie może uznają, że przesadzam, ale jest to historia narodzin psychopaty. Smarkacz wyzuty z uczuć, ekscytował się na myśl o bólu poległych ludzi w obozach; i tylko dziękuję autorowi, że dał mu karę, która doprowadzała go do nieustannej udręki.
King w swojej opowieści przenosi nas tylko chwilowo do Patin, autor bardziej skupia się na relacji między nazistą a dzieciakiem. Historia jest świetnie napisana, mroczna i klimatyczna. King udowadnia, że nie trzeba więcej bohaterów, jak: rozpuszczony jedynak i były esesman.
Początkowo fabuła „Ciała” do mnie w ogóle nie przemawiała. Po lekkich animozjach, w końcu wciągnęłam się w wir wydarzeń. Głównym bohaterem jest pisarz Gordon, którego przyjaciele nazywają Gordie. To właśnie on wprowadza nas do lat siedemdziesiątych, by przedstawić nam swoich przyjaciół: Verna, Teddy’ego i Chrisa.
Cała trójka zmaga się z olbrzymimi problemami rodzinnymi: alkoholizm i przemoc są rutyną. Co do narratora, Gordona, on jako jedyny nie zmaga się z patologią, jednak po śmierci poległego brata, żołnierza, czuje nieobecność swoich rodziców, którzy nie pogodzili się jeszcze ze śmiercią starszego syna.
Wracając do losów tejże paczki przyjaciół, to którychś z nich wpada na pomysł ujrzenia ciała. Żaden z nich nigdy nie widział zwłok i ta wyprawa na tory kolejowe z kolegami, by zobaczyć tego nieszczęśnika wydaje się im bardzo ekscytująca. Dla chłopców jest to najlepsza ucieczka od rodzin, do których oni nie chcą wracać.
Tło wydarzeń jest bardzo dobrze nakreślone, charakterystyka postaci również trzyma poziom, jednak konstrukcja fabuły nie jest szczytem zdolności twórczych pisarza. Przez całą lekturę nieustannie zadawałam sobie pytanie: kto w końcu zlituje się nad nieszczęśnikiem i zgarnie go do prosektorium? Nie mogłam uwierzyć, że skoro dzieciaki dowiedziały się tak szybko o ciele, to co u licha wyprawia policja w tym miasteczku? Absurdów zdawało się nie mieć końca.
I jako ostatnia prezentuje się „Metoda oddychania”. Na obwolucie książki czytam: „historia makabrycznego porodu, który pewien lekarz z talentem do snucia opowieści odebrał w wigilijny wieczór”. Moją pierwszą myślą było przerażenie. Poród, krew i dziecko… pamiętając „Carrie” wiedziałam do czego zdolny jest King i bałam się tej opowieści jak diabeł święconej wody.
Historia jest przedstawiona z punktu widzenia Davida. Mężczyzna zostaje zaproszony przez swojego szefa do klubu; śmiejąc się w duchu, że to dla starszych panów lubujących się w alkoholu i snuciu opowieści, zakłopotany trafia do tego towarzystwa. Początkowa rezerwa Davida przeradza się w entuzjazm i ekscytację na myśl o kolejnym spotkaniu.
Bohater przytacza nam opowieść, którą najlepiej zapamiętał, a była to wigilijna historia doktora Emlyn’a McCarrona. King doskonale nakreślił wątek lekarza z pacjentką, nostalgiczna, sentymentalna, w subtelny sposób wprowadza nas pięć dekady wstecz do mroźnego Manhattanu
Cztery opowiadania przeniosły mnie w różne pory roku. Zaskoczył mnie wysoki poziom, jaki niemal cały czas trzymał autor. Zaskoczyły mnie również historie, które z pozoru obyczajowe, stały się mroczne. Autor przeniósł mnie w inny świat, dzięki swojej magii twórczości pisania; i za to chylę przed nim czoło.