Nazwisko Bronte już chyba każdemu obiło się o uszy. Emily to ta od "Wichrowych wzgórz", Anna to ta najmniej znana z sióstr, a Charlotte to autorka znakomitych "Dziwnych losów Jane Eyre" i moja ulubiona siostra. Ale to nie o nich jest ta historia. To historia o...
Pierwsze skojarzenie słysząc słowa angielska klasyka? Zdecydowanie wrzosowiska. Wrzosowiska w których nie można się nie zakochać, na których mogę spędzać oczyma wyobraźni całe godziny przed zaśnięciem. Jak i w Jane Eyre nie brak tu wrzosowisk, ale to bynajmniej nie o nich jest ta książka. Robert Moore jest właścicielem fabryki do której zaczyna sprowadzać rozwinięte technologicznie maszyny. Miejscowa ludność jest oburzona, gdyż wiele osób zostało zwolnionych z pracy w fabryce. Organizują bunty i napadają nie tylko na przewóz maszyn, ale i na samego Roberta. Jednak to nie koniec problemów pana Moore, młody przedsiębiorca wprost tonie w długach! Rozważa poślubienie bogatej Shirley Keeldar, jednak nie chce oddać serca komuś kogo nie kocha, poza tym jego serce już należy do kogś innego...
Początek książki nie należał do najbardziej udanych. Po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron zaniechałam dalszej lektury. Poddałam się, odłożyłam, zapomniałam. Ale nie na długo. Powróciłam do książki i z dobrym nastawieniem dokończyłam jej lekturę. I wobec tak wspaniałej całości jestem w stanie wybaczyć sparzenie się na początku.
Może zacznę od tego, że Charlotte Bronte jest mistrzynią kreowania wspaniałych charakterów. Pan Rochester i Jane Eyre tego dowodzą. A czego oczekiwałam najbardziej od "Shirley", otóż właśnie ciekawych osobowości, a takich tu nie brak. Tytułową bohaterkę poznajemy dopiero około dwusetnej strony, jednak wcześniej poznajemy nieśmiałą pannę Caroline Helstone i Roberta Moora dwie z czterech głównych postaci. Shirley niewątpliwie spodobała mi się najbardziej. Posiada ognisty temperament, jest pełna życia, zjednuje sobie czytelników, jak i pozostałe postaci w książce. Jest całkowitym przeciwieństwem zamkniętej w sobie, cichej i wiecznie smutnej Caroline, którą także polubiłam. Postaci męskie troszkę mnie zawiodły. Intrygującego Roberta było zdecydowanie za mało, podobnie jak jego brata Louisa. Ale może to dzięki temu są to jedne z ciekawszych męskich charakterów jakie miałam okazje poznać i tu ucieknę się do pana Rochestera i pana Darcy'ego dwóch najwspanialszych boahterów płci męskiej!
Sama fabuła jest nietuzinkowa i pełna niespodzianek. Opisy które powinny śmiertelnie przynudzać nadają książce niepowtarzalnego charakteru. Są klarowne i ciekawe, sprawiają, że od razu przed oczami stają nam wystroje wnętrz posiadłości, magiczne zagajniki i moje kochane wrzosowiska. Styl pisania Charlotte to mistrzostwo świata! Bardzo podobało mi się, że zwraca się wprost do czytelnika, co sprawia, że czuję się jakby to sama Charlotte przy kominku na bujanym fotelu opowiadała mi historię, którą sama stworzyła.
"Moja droga, życie to złudzenie-wyszeptała pani Pryor. Ale nie miłość! Miłość jest prawdziwa. To najprawdziwsza, najtrwalsza, najsłodsza, choć również najbardziej gorzka rzecz jaką znamy."
W powieści nie brak wspaniałych cytatów i wypowiedzi bohaterów, które dostarczają nam chwili zadumy i refleksji. Akcja toczy się powoli, nie ma tu wstrząsających wydarzeń, lecz nie brak ciekawych doznań. Każda karta powieści jest przepełniona emocjami i właśnie to podobało mi się najbardziej.
Za niezwykłe osobowości, świetną fabułę, emocje i niepowtarzalny klimat powieść "Shirley" zdobyła moje serce, trafiła na półkę "ulubione" i sprawiła, że nawet ja zaprzeczenie jakiegokolwiek romantyzmu kibicowałam miłości głównych bohaterów. Bez dyskusji jest to jedna z lepszych książek jakie miałam okazje przeczytać.