Od wieków uczeni (nawet habilitowani doktorzy i filozofowie wszelkich gałęzi), mędrcy tego świata i historycy (oni przecież ciągle coś badają i analizują na wzór i podobieństwo chemików) szukają odpowiedzi na pytanie – co robią zabawki i pluszaki, gdy nie ma nas w domu? Co robią sztućce? A książki upchane, jak wojsko w domowej biblioteczce? Czy zabawki same się bawią? Czy chodzą po domu i zaglądają do naszych szaf pełnych niespodzianek? Czy sztućce myślą, czy może szaleją wraz z zabawkami? A czy książki zapalają sobie stojącą koło fotela lampę i same się czytają? Hmm... A co wobec tego z warzywami i owocami pozostawionymi na kuchennym stole, które wczoraj kupiliśmy na ryneczku, bo błyszczącą skórką reklamowały się szybciej, aniżeli robił to sprzedawca? Może turlają się po kuchni i grają w kręgle pod stołem? A może zaglądają do książek kucharskich i fantazjują w jakim daniu zakończą swój żywot?
Podobnie, acz ciut inaczej (o mniej więcej pestkę inaczej) ma się sprawa czerwonego ziemniaka (nowa, zachodnia odmiana polecana przez szefów kuchni, idealna na smakowite frytki), warzywa-owocu, czyli pana pomidora malinówki (z zieloną fryzurką, która zasłaniała dziurę zawsze widoczną u góry po zerwaniu z krzaczka) oraz jabłka malinówki z ogonkiem (które spadło z wysoka i potłukło sobie pośladki swe czerwone). Jabłko dojrzewało na drzewie wysokim, a nie jak koledzy – w ziemi czy na krzaku podpartym tyczką. Tych trzech panów czerwonych (bez podtekstów) poznaje się – żeby było śmieszniej – w kościele stojącym w samym środku wsi opuszczonej przez ludzi. Dotychczas każdy żył w jednym tylko miejscu, a wędrówki, w jakie się udawał były owocowo-warzywnymi rojeniami myśli, bo „samotność jest podobno oznaką bogatego wnętrza” - nie tylko u ludzi. I chyba te filozoficzne myśli (plus życiowa ciekawość) sprawiły, że panowie wyrwali się (a raczej zerwali) ze swoich faun i flor i ruszyli na ekspedycję naukowo-poznawczą. A że okazało się, że jest ich trzech, to już jak wygrana na loterii (nagrodą jest tarka do warzyw i blender do owoców – sponsor dorzuca ostry nóż).
Pomidor malinówka, jabłko malinówka i ziemniak (nie biały kartofel) o korzeniach z zagranicy. Trzech panów, a każdy mądry, każdy doświadczony (w swym zakresie), tych trzech spaceruje owocowo-warzywnym tempem i rozmawia (notabene – bardzo MĄDRZE), uczą się nowości, ale i nabywają wiedzę od siebie nawzajem. Jabłko, jak dumny człek, czuje się najmądrzejsze, bo poznało okolice wisząc na wysokim drzewie. Jednak, rzekł owoc, „Trzeba z życia wydusić całą miąższ. Każdą pestkę (...)” bo wszystko na tym świecie jest piękne.
Czy tak jest?
W miarę poznawania innych warzyw (sałaty, kapusty, pietruszki, marchewki, czy cebuli), innych roślin (chmielu, konopi czy kaktusa), a także czując na skórce gorąc rozpalonego grilla, panowie dochodzą do wniosku, że piękne to raczej nie jest. Ludzie robią dziwne rzeczy, mają dziwne domy, szukają też dziwnych (renomowanych, jak to nazywają) kulinarnych doznań (stąd eco warzywa i owoce , co nie podobało się zagranicznemu panu ziemniakowi). Życia człowieka nie da się ograniczyć rozumem (a raczej pulpą) owocu ani warzywa. Od bodźców i impulsów, od zagrożeń i niebezpieczeństw, a także od ciągle wyostrzonej uwagi może rozboleć głowa (najlepiej ma kapusta – głowa pusta).
Jednak Piotr Sakowski nie cierpi na migrenę, a z pewnością ma głowę pełną pomysłów, duże poczucie humoru (niemalże na pograniczu tego, które miały ususzone szyszki konopi) oraz duży dystans do świata i otoczenia (podał dłoń warzywo-owocom i potrząsnął, jak kompostem, by się ułożył). Wraz z nimi zasiadł do biesiadnego stołu literackiego i snując im bajkę o nich samych sprawił, że i one i ja w szczególności dałam się całkiem porwać. I towarzystwu i fabule i uczcie kulinarnej. Genialny czas, świetna powieść, bezbłędne dialogi i pomysły. A do tego fantastyczna, niesamowita wręcz lekkość pióra, polot myśli i prowadzenie historii. Odnoszę wrażenie, że podczas pisania Piotr Sakowski świetnie się bawi, co udziela się czytelnikom. Czytanie „Bajki dla dorosłych” przypomina powiew wiatru we włosach, który sprawia przyjemność. Powiew, który tu, w „Bajce...” smakuje wyśmienicie.
Gadu-gadu, ciachu-trachu i już syczy pyszne dianie na patelni. Piotr Sakowski, mistrz kulinarny naszej polskiej kuchni przyrządził gulasz literacki z wytrawnym sosem warzywnym oraz deser (musi być, jak wisienka na torcie, ba – jak komin na czerwonym dachu we wsi... bez ludzi) z pieczonego jabłka (bez ogonka i pestek). Autor zasiadł do stołu i tak rozpoczyna się uczta, bajeczna wędrówka … po smakach kulinarnych.
Paluszki oblizywać.