Twórczość Alice Oseman jest bardzo bliska mojemu sercu, ale o tym piszę chyba za każdym razem, gdy recenzuję którąś z jej powieści. Tym razem w moje ręce wpadła historia Tori Spring, czyli postaci, która od dawna już w pewien sposób mnie fascynowała. Czy Solitaire okazało się tytułem, który zapadnie mi w pamięci na długo? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Tori Spring ma tylko dwie ukochane czynności - lubi spać i blogować. Od czasu do czasu obejrzy też jakiś film, ale to już bardziej z doskoku. Nie otacza się zbyt wieloma przyjaciółmi i wolny czas najchętniej spędza w swoim własnym towarzystwie. Kiedy pewnego dnia w szkole zjawia się nowy chłopak - Michael Holden, w Tori budzą się uczucia, o które nigdy by sama siebie nie podejrzewała. Chłopak wydaje się przyjazny, choć dość specyficzny. Dziewczyna zastanawia się wręcz, czy on istnieje naprawdę... Tymczasem w szkole zaczyna rządzić pewna grupa zbuntowanych uczniów, która niewinnymi żartami zaczyna posuwać się odrobinę za daleko. Czy ktokolwiek da radę powstrzymać ich, nim będzie za późno?
Zaczynając lekturę tej książki, oczywiście spodziewałam się tego, że będzie to zdecydowanie inna opowieść od tej, którą znam z Heartstoppera (dla niekojarzących - Tori jest siostrą Charliego). Przyznam jednak, że nie spodziewałam się aż takiego ładunku emocjonalnego, jaki poczułam podczas poznawania historii Tori Spring. To było... bardzo mocne i chyba jeszcze nie doszłam do siebie po tym wszystkim.
Główna bohaterka zdecydowanie zasługuje na miano antypatycznej bohaterki. Tej dziewczyny nie da się polubić - na wszystko reaguje złośliwym sarkazmem, nie słucha i zdecydowanie nie bierze udziału w rozmowach z przyjaciółkami. Ja jednak pomimo tego wszystkiego zauważyłam w Tori coś, co jest mi bliskie i bardzo dobrze znane. Bohaterka ta wywołała we mnie masę sprzecznych uczuć, ale znacznie bliżej mi było do takiego najprostszego współczucia względem niej. Na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyna ta nie ma za bardzo pojęcia, jak wybrnąć z sytuacji, w jakiej się znalazła i nie do końca radzi sobie ze swoimi własnymi uczuciami – nawet nie wiecie, jak dobrze jest mi to znane...
Alice Oseman bardzo dobrze porusza w swojej książce wątek nie tylko depresji, ale również takiego poczucia odstawania od reszty, co znane jest bardzo dobrze wielu uczniom. Codziennie zakładamy na twarze maski, by nie musieć po raz kolejny tłumaczyć innym, dlaczego czujemy się gorzej i dlaczego nie mamy zamiaru się uśmiechać na zawołanie - wolimy robić wszystko, by nikt nie zadał znów tego pytania pod tytułem “coś się stało?”. Wyżej napisałam, że odczucia Tori są mi bardzo dobrze znane, ale wiem, że nie tylko mnie. I wiecie co? To jest przerażające. Jak bardzo niekomfortowo czujemy się w gronie nawet bliskich nam osób, bo nie chcemy ich zamęczać swoimi problemami i troskami.
Solitaire jest książką, która stała się okrutnie bliska mojemu sercu i zdecydowanie zapadnie w mojej pamięci na jeszcze bardzo, bardzo długo. Jest to powieść, której czytanie było jak wejście do mrocznej pieczary, w której trzeba stawić czoła swoim własnym, najciemniejszym myślom i wyjść z niej z podniesioną głową. Zdecydowanie nie jest to historia, po której skończeniu na naszych twarzach gości uśmiech. Pozostawia nas ona raczej w lekkim oszołomieniu, trochę niezrozumieniu dla tego, co się właśnie wydarzyło i z pewnego rodzaju niedosytem. Jednak nie są to negatywne odczucia, dla mnie oznaczały one raczej to, jak dobra jest to powieść.
Myślę, że Solitaire mogę polecić tym, dla których tematyka zdrowia psychicznego i wszystkich tematów z tym związanych nie stanowią problemu i nie sprawiają, że sami czują się gorzej. Warto też poznać ten tytuł, jeżeli lubicie twórczość Alice Oseman i wiecie już, jaką tematykę autorka porusza w swoich książkach.