Dojrzałość i pogodzenie z własnym losem. Świadomość swoich słabości, których nie sposób przezwyciężyć w tym wieku. Świadomość bycia gdzieś na marginesie życia – swojego, swoich dzieci, znajomych. Spokój, mimo wszystkich trudności. Czerpanie radości z każdej możliwej chwili w życiu. Czy Ty potrafisz cieszyć się, że pada deszcz a trawa jest tak soczyście zielona? Czy potrafisz czerpać z radość z kota mruczącego na Twoich kolanach? Sonia Raduńska potrafi…
„Powodzenia u mężczyzn nie miałam nigdy. Szczęścia w miłości też bardzo niewiele. Uczucie, które najczęściej przeżywam, to tęsknota. Jestem szczęśliwym człowiekiem.”
W książce p.t. „Solo”, Autorka uchyla nam drzwi do swojego małego, intymnego świata. Za pomocą słów własnych i słów innych Autorów – poetów, pisarzy, felietonistów – przedstawia nam swoje życie, które dalekie jest od upiększonych i przypudrowanych obrazków. „Solo” to historia kobiety dojrzałej, pogodzonej z życiem.
Główna bohaterka zdaje sobie sprawę, że starość powoli puka do jej drzwi. Już gdzieś czai się za rogiem i wtargnąć chce na próg jej drzwi. Bohaterka ma świadomość, że kończą się jej najlepsze lata, kiedy mogła rozkochiwać w sobie mężczyzn. Teraz, tym, których chciałaby oczarować swoją dojrzałością i inteligencją, przypomina matkę. Skończyły się czasy greckich szaleństw z przyjaciółmi i gorące tango, które tak kocha. Zostały koty paradujące dumnie wokół jej kostek i starzejący się pies. Pozostały wspomnienia. I marzenia… Została radość dnia teraźniejszego i celebrowanie każdej chwili, czyniąc proste rzeczy wyjątkowymi.
Czy to właśnie wtedy tak naprawdę mamy na to czas? Kiedy starość depcze nam po piętach, wszystko się uspokaja i przychodzi czas na refleksje? Bo przecież, kiedy świat pędzi do przodu, przepełniając każdy dzień obowiązkami i stresem, czyż nie trudno jest cieszyć się z uśmiechu przypadkowego przechodnia lub kawałka słońca wyglądającego zza chmury?
Podczas lektury tej książki, po raz pierwszy miałam przyjemność spotkać się z Sonią Raduńską. A szkoda, bo „Solo” jest dla mnie nie tylko kopalnią różnorodnych cytatów, których nie nadążałam notować, ale również chwilą wytchnienia i bodźcem do głębszych przemyśleń. „Solo” nie jest babskim czytadłem opowiadającym o historii dojrzałej kobiety, która szaleje z tęsknoty za swoim życiem, gdy miała dwadzieścia czy trzydzieści lat. Jest czymś więcej.
Autorka zamknęła w tej książce kawałek siebie. Zaprosiła nas do swojego świata, który jest bardzo intymny. Nie opowiada nam tylko o sprawach zwykłych i powszednich. Porusza również tematy poważne, jak wojna czy przede wszystkim śmierć. Bo mimo wszystko, chyba właśnie wokół śmierci cała lektura głównie się obraca. Przez 10 lat, o których opowiada nam Autorka, umierają różni ludzie – Miłosz, Kapuściński, Niemen, Kuroń. Umierają również jej bliscy przyjaciele. Umiera jej ukochany pies. A Ona tkwi w tej rzeczywistości coraz bardziej samotna. Mimo tego, że lubi swoją samotność odczuwa żal i tęsknotę za tym, co było. I za tym, co wciąż przemija i z czym trzeba się powoli żegnać.
Dzięki tej książce zajrzałam nieco w siebie. Lektura zmusiła mnie do refleksji. Nad czym? Nad życiem. Nad jego sensem. Czy nie warto trochę przystopować z życiem? Zaniechać wyścigu szczurów i szarych urzędników? Czy nie warto cieszyć się prostymi rzeczami, jak uśmiech dziecka, który roztapia nawet najtwardsze serce? Przecież życie każdego z nas kiedyś minie, prędzej czy później, więc czy nie warto zastanowić się, czy chcemy je zmarnować na gorączkową pogoń za pieniądzem i dobrami materialnymi? Tyle pytań zrodziło mi się w mojej głowie. Tyle pytań, na które nie łatwo znaleźć odpowiedź.
Nie jest to łatwa lektura, którą po przeczytaniu rzucimy w kąt i szybko o niej zapomnimy. Wręcz przeciwnie. Jest to książka wartościowa, przy której warto wziąć głębszy oddech i przemyśleć pewne sprawy. Książka, którą na długi czas się zapamięta i wspominać się będzie z lekką nutką nostalgii. Polecam.