Wyspa Barrov to najbardziej nieucywilizowane miejsce na świecie, pustkowie z jałową ziemią wśród skał i niesprzyjającą pogodą. Kto by pomyślał, że mieszkają tu ludzie, a jednak! Mieszkańcy tego rejonu są małomówni i skryci pod grubym pancerzem, jaki wykształciła w nich codzienna, ciężka praca fizyczna i trudne warunki, w jakich przyszło im żyć. Wszechogarniający spokój tego miejsca przerywają od czasu do czasu pojawiające się sztormy i burze - nie tylko te pogodowe, ale i emocjonalne. Zarządczyni wyspy Ingrid to postać nietuzinkowa, to kobieta o której chciałoby się czytać bez końca.
Na pozór surowa i niedostępna kryje w sobie olbrzymie pokłady wrażliwości i miłości macierzyńskiej. Gdyby przyjrzeć się bliżej tym relacjom na pierwszy rzut oka brakuje im ciepła i troskliwości, to nie są pełne miłości kontakty matka - dzieci. Ingrid i jej samoudręczenie. Na pytanie czy bycie matką może prowadzić do destrukcji i uczynić z kobiety wrak człowieka czytelnik odpowie sobie sam. Autor pozostawia nas z pytaniami, na które nie daje jednoznacznej odpowiedzi, otwierając tym samym furtkę do własnych przemyśleń. Poza samą tematyką macierzyństwa przeczytamy tu o dramatach rodzin, których dotknęła wojna, o przynależności do ziemi.
Dlaczego mój wybór padł akurat na Jacobsena i co mnie w tej prozie najbardziej urzekło? Przede wszystkim intensywność - te słowo najbardziej oddaje charakter tej książki. To proza pozbawiona wszelkich ozdobników, zbędnych opisów i tak jak brzmi tytuł tej recenzji jest szczera, naturalna i surowa.
Życie mieszkańców wyspy związane jest ściśle z zegarem wyznaczanym przez pory roku. Tu przyroda jest równie ważna jak sami bohaterowie, gdyż to ona wyznacza bieg wydarzeń. Życie toczy się w oparciu o połowy ryb, czy zbieranie jej eredonów. Autor potrafi uchwycić słowem to, co najważniejsze, nie ma tu zbędnych opisów czy niepotrzebnych dialogów. Na każdym kroku podkreślany jest surowy, skandynawski klimat, który widoczny jest nie tylko w ogólnym przekazie świata przedstawionego, ale także w osobie samej głównej bohaterki Ingrid.
Kto nie czytał niech żałuje! Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jacobsena, ale już wiem, że wkrótce ponownie udam się w te surowe miejsce, by ponownie poczuć powiew mroźnego wiatru i pomilczeć wraz z jej mieszkańcami.