Tytułowa bohaterka, zdolna i ambitna prawniczka, konsekwentnie realizuje swoje życiowe cele i wie dokładnie, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Przynajmniej tak jej się wydaje, do czasu, aż w wieczór swoich zaręczyn zasypia na chwilę i budzi się pięć lat później, w innym miejscu i z innym mężczyzną. Wszystko szybko wraca do normy, ale przez kolejne lata Dannie zastanawia się, czy jej wizja była tylko snem, czy przebłyskiem przyszłości, której nie zaplanowała.
Tytuł w zasadzie jest trochę mylący, bo powieść skupia się nie na pięciu latach z życia Dannie, a pięciu miesiącach, poprzedzających datę z jej wizji. Muszę powiedzieć, że pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał, automatycznie skłania do przemyśleń, czy nasza przyszłość jest z góry ustalona, czy jednak mamy na nią wpływ. Przyznam jednak, że spodziewałam się czegoś innego niż dostałam i w związku z tym mam mieszane uczucia.
Czytanie tej książki w pewnym sensie przypomina obserwowanie wypadku w zwolnionym tempie: wiesz, że mimo starań kierowcy wkrótce dojdzie do katastrofy, nie wiesz tylko, w które drzewo uderzy samochód, pod jakim kątem i kto wyjdzie z tego cało. Z pewnością nie jest to jedna z tych cukierkowych powieści, które jednoznacznie dążą do szczęśliwego zakończenia - tu od początku wiadomo, że ktoś będzie cierpiał, zastanawiasz się tylko kto i z jakiego konkretnie powodu, przez co lekturze towarzyszy ciągły niepokój.
Z opisu fabuły wynikałoby, że życie uczuciowe bohaterki będzie głównym wątkiem powieści, i w pewnym sensie tak jest, z tym że dominującym uczuciem jest nie miłość romantyczna, a siostrzana, pomiędzy Dannie a Bellą - jej przyjaciółką od dzieciństwa. Rebecca Serle przedstawiła piękną przyjaźń - taką, która zdarza się raz na całe życie, która nie ocenia, ale zawsze wspiera, która nie stara się niwelować różnić, ale je celebruje, a w obliczu przeciwności nie słabnie, ale jeszcze bardziej się umacnia.
I tu dochodzimy do zmieszania moich uczuć.Lekki niepokój? Świetnie, dzięki temu książka jest bardziej interesująca. Przyjaźń a nie romans na pierwszym planie? Choć nie mam nic przeciwko sztampowym romansom, to jednak cieszę się, że ta powieść nim nie jest. Więc w czym rzecz? Zabrakło emocji. Być może to kwestia pierwszoosobowej narracji z perspektywy Dannie, która jest osobą bardzo konkretną, mocno stąpającą po ziemi, a być może tego, że i tak oczekiwałam jakiejś katastrofy, ale całość wypadła strasznie sucho. Niespecjalnie umiałam wczuć się w rozterki głównej bohaterki, a wydarzenia, które powinny chyba wzbudzić we mnie smutek i łzy, kompletnie mnie nie ruszyły. Kiedy przeczytałam opis fabuły, skojarzyła mi się z cudowną “Drugą szansą” Dani Atkins, ale podczas gdy powieści tej autorki zawsze wywołują we mnie lawinę emocji i wyję przy nich jak bóbr, to tutaj tego zabrakło, choć liczyłam na podobne odczucia. Szkoda.
Nie mam jednak zamiaru nikomu odradzać czytania tej powieści - ciągle jest to interesująca, wartościowa historia i choć w pewnym stopniu mnie rozczarowała, to nie żałuję, że po nią sięgnęłam.