Akcja powieści toczy się na terenie Gdańska, gdzie prężnie działa ekipa policyjna z Uszkierem na czele. Pewnego dnia na komisariat dzwoni mężczyzna, który twierdzi, że znalazł na plaży… mumię. Nietypowe znalezisko staje się obiektem zainteresowania wielu osób, a przede wszystkim policjantów. Jednak początkowa fascynacja dość szybko mija, ponieważ śledztwo utyka w miejscu. Kiedy komisarz ze smutkiem stwierdza, że będzie to pierwsza nierozwiązana sprawa w całej jego karierze, otrzymuje kolejne wezwanie. I jeszcze jedno. Co łączy na pozór niezwiązane ze sobą zbrodnie? A może raczej – kto?
Sam pomysł na tę historię wydaje się ciekawy, ale wykonanie może nieco rozczarować „smakosza” kryminalnych intryg. Fabuła opiera się na określonym schemacie, który wciąż się powtarza – wizyta na miejscu zdarzenia, gromadzenie dowodów, spotkanie na komisariacie, snucie domysłów, rozdzielenie zadań na kolejny dzień, działania śledcze, kolejne spotkanie. Autorka zamyka czytelnika w tym błędnym kole i tak się ono toczy niemal do samego końca.
Odbiorca większość czasu spędza na komendzie, rozkoszując się zapachem kawy i herbaty, a także przysłuchując się rozmowom policjantów i relacjom ze żmudnego śledztwa, które Uszkier nieustannie zdaje inspektorowi Kalinowskiemu. To sprawia, że w pewnym momencie może pojawić się znużenie, z każdą kolejna ofiarą zbrodni coraz większe. Bo nowy trup zwiastuje… następne zebranie. Ja wiem, że tak właśnie często wyglądają dochodzenia, ale ciężko wzbudzić zainteresowanie czytelnika, gdy zmusza się go do śledzenia wydarzeń zza policyjnego biurka.
Kiedy w drugiej połowie książki akcja nieco przyspiesza, część odbiorców zapewne zacznie się zastanawiać, czy czegoś nie przegapili. Ja dokładnie tak się czułam. Według mnie opisany przez autorkę sposób odkrycia sprawcy, powiązania go z morderstwami, jest mało wiarygodny. Nie chce mi się wierzyć, żeby tak wyglądały poszukiwania przestępcy. Oczywiście dopuszczam do siebie myśl, że znalezienie winnego może nastąpić zupełnie przypadkowo, ale są przypadki i przypadki. Ponadto angażowanie w tak poważne śledztwo osób postronnych to według mnie czysta fikcja, która nie ma odniesienia w rzeczywistości, a przynajmniej mieć nie powinna. Ale może się mylę?
Do pozytywów można zaliczyć kreację wiodącej postaci, czyli komisarza Barnaby. Wyróżnia go nie tylko imię. Uszkier to inteligenty, spostrzegawczy, odpowiedzialny, oddany pracy śledczy, który umiejętnie kieruje zespołem. Dba o dobre relacje z podwładnymi, dostrzega ich potrzeby i na nie odpowiada. Jednocześnie nie przedkłada obowiązków zawodowych nad życie rodzinne… a przynajmniej się stara. Jest kochającym mężem i ojcem, ciepłym, uczuciowym, z poczuciem humoru. Burzy stereotyp typowego „gliniarza”, czym wzbudza u czytelnika sympatię.
O pozostałych bohaterach trudno powiedzieć coś więcej ponad to, że są mało wyraziści, bo zbyt pobieżnie potraktowani przez autorkę. A szkoda, bo część z nich ma zadatki na ciekawą, nieszablonową postać. Chociażby Leński, współpracujący z Uszkierem psycholog, czy Widocki, który jako patolog odgrywa często kluczową rolę w śledztwie.
Ciekawą postacią okazuje się sprawca, tytułowy literat, który otrzymuje nawet prawo głosu w książce. Pierwszoosobowa narracja jest zapisem myśli mordercy, pozwala wniknąć w jego umysł i poznać motywy działania, które summa summarum pozostają nieco mgliste. Dlaczego? Tu znów nasuwa mi się jedna myśl – ów wątek został za mało dopieszczony przez autorkę. Gdyby choć trochę to rozwinąć, pociągnąć dalej, byłby morderca „z pazurem”. A tak jest tylko morderca z pomysłem na „pazur”. Niestety Agnieszka Pruska nie wykorzystała całego potencjału tej postaci. Wielka szkoda, bo ta niezdrowa fascynacja śmiercią i sposobami zabijania stanowi intrygujący temat. Z przyjemnością dowiedziałabym się więcej o sposobie myślenia sprawcy, o odczuciach, jakie towarzyszyły mu w momencie zbrodni i tuż po, a także o postawie przyjętej przez niego podczas późniejszych przesłuchań.
Podsumowując, "Literat" to powieść, która mogłaby być naprawdę dobrym kryminałem, gdyby w parze z ciekawym pomysłem szło równie ciekawe wykonanie. To historia z ogromnymi możliwościami, ale w pełni nie spożytkowanymi. Jak na literacki debiut – nie jest źle, ale mogło być lepiej. Lekkie pióro autorki korzystnie wpływa na odbiór powieści, ale to za mało, zdecydowanie za mało. Gdyby nie patrzeć przez pryzmat debiutu, czytelnik otrzymuje dość przeciętną historię kryminalną, która może i nie nudzi śmiertelnie, ale też jakoś szczególnie nie porywa. "Literat" jest trochę jak ta mumia z pierwszych stron – bez życia, bez werwy, bez energii. Czegoś mi w nim zabrakło. Napięcia, uczucia niepokoju, przebierania nogami w oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki. Liczę na to, że kolejne tomy okażą się bardziej przemyślane, doszlifowane, wciągające, a przede wszystkim udowodnią, że Agnieszkę Pruską stać na więcej. Bo stać!