''Młodzi ludzie nie są z natury egoistami, tak jak starzy nie są z natury mądrzy. Zrozumienie rzeczy, czy bycie powierzchownym nie zależą od wieku, ale od drogi, którą każdy z nas przemierzył''
Zdarzyło mi się zakończyć rok, dwoma bardzo dobrymi lekturami. Pierwsza z nich to książka '' Idź za głosem serca ''pani Susanny Tamaro. Nie znałam autorki, za książkę zabierałam się raczej niechętnie, nie wiem, dlaczego wydawało mi się, że to będzie jakieś tanie romansidło rodem z rodziny harlequinów, a ja takowych nie znoszę. Jednak, na szczęście nie zasugerowałam się do końca jedynie ckliwym, jarmarcznym tytułem tylko zaczęłam czytać.
Mamy więc oto historię opowiadaną przez Olgę, starą osiemdziesięcioletnią schorowaną kobietę. Olga wie, że już długo nie pożyje, a przecież ma jeszcze tyle do opowiedzenia swojej wnuczce, jedynej krewnej . Wnuczka Olgi wyjechała na studia do Ameryki i zadecydowała, iż nie życzy sobie żadnych listów od babki. Staruszka postanawia więc napisać jednak list, lecz nie wysyłać go, niech czeka w domu, aż wnuczka wróci.
Olga snuje więc swoją opowieść spokojnie i niespiesznie. Pisze list - rozliczenie, list - spowiedź. Opowiada wnuczce, oraz przy okazji czytelnikowi o wszystkim, o czym do tej pory nie mogła lub nie chciała powiedzieć. Najpierw więc o swoim rodzinnym domu, dostatnim i beztroskim, chociaż raczej chłodnym. Potem o małżeństwie, takim trochę z przypadku, również chłodnym. Gdzie mąż większą czułością darzył swoje chrząszcze niż żonę. O tym jak w jej, Olgi czasach traktowane były kobiety. Co im było wolno, a co zupełnie nie wypadało. W końcu posłuchamy wspomnień Olgi z relacji z córką, potem z wnuczką. Każda z tych relacji jest trudna, nieudana, zimna. Olga nie może zrozumieć, kiedy z wnuczki empatycznej dziewczynki, wyrosła zatwardziała, cyniczna młoda kobieta.
Co i kiedy spowodowało taką zmianę ?. Staruszka zadaje pytania, te trudne, życiowe, ale też opowiada w tym niewysłanym liście o tajemnicach, zdarzeniach, które nosiła w sobie tyle lat i które pierwotnie nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.
Moim zdaniem to wielka sztuka nie zamieścić w książce ani jednego dialogu i jednocześnie posługiwać się monologiem prawdziwie po mistrzowsku. W tej książce jest tyle bólu, rozczarowania, zgorzknienia, ale też mądrości i nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone, że wnuczka odnajdzie samą siebie i może kiedyś zrozumie ją Olgę, swoją babcię, która przecież ją wychowała.
Zapiski zaczynają się w listopadzie 1992 roku. Stara kobieta, rozmyśla też w nich na temat roku 2000, którego już prawdopodobnie nie doczeka, zastanawia się, jak niemal wszyscy wtedy, co też przyniesie nam milenijny sylwester i pierwszy rok nowego tysiąclecia. To książka o bardzo wielu sprawach. O bardzo ważnych sprawach, ważnych niezależnie od czasów, w jakich żyjemy, bo pewne przesłania i wartości nie zmieniają się nigdy. Przynajmniej nie powinny się zmieniać. Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, mam wrażenie, że '' przyszła do mnie '' w dobrym momencie, to lektura tkliwa i delikatna, dla prawdziwych wrażliwców, jednocześnie ani przez chwilę nieocierająca się o zbyteczny patos. Polecam tę tak mało znaną autorkę i jej książkę.