Tworki Marka Bieńczyka to powieść szczególna pod wieloma względami.
Na początek dlatego, że po pierwszym przeczytaniu, mam wrażenie nie można jej do końca zrozumieć, odpowiednio odebrać, zinterpretować. I nawet nie będę udawała, że mi się to udało. W drugiej kolejności ze względu na język, sposób mówienia, opowiadania. To on się tu wysuwa na pierwszy plan, daleko w tyle pozostawiając fabułę.
Ale od początku.
Akcja umiejscowiona jest w Tworkach, w szpitalu psychiatrycznym ale bynajmniej nie jego pacjenci są tu głównym tematem. W Tworkach, w administracji szpitala, pracuje główny bohater Jerzy. Jest też narratorem, który wierszem prawie opowiada o sobie, swojej pracy, o przyjaźni i miłości. W całej tej pięknej scenerii nie odczuwamy, że wszystko to ma miejsce w czasach wojny i okupacji, w czasach okrutnych i trudnych. Wszak właśnie, uciekając przed wrogiem i niebezpieczeństwem, Jerzy podjął tę pracę. A w Tworkach, podczas spacerów po parkach, łąkach, podczas czasu, sielankowo spędzanego na grach i zabawach, rozmowach i romansach, tej wojny nigdzie nie widać. Troszkę to mnie zdziwiło i jakby nie pasowało do siebie, nie podobało mi się. Tym bardziej nieprawdopodobna wydaje się przyczyna znikania poszczególnych bohaterów w toku trwania akcji powieści. Bo przyjaciele i najbliżsi Jerzego, pozostawiając po sobie listy, giną gdzieś w zawierusze wojny - w domyśle jako, że są Żydami, zostają po prostu aresztowani. Nie chce się w to wierzyć biorąc pod uwagę sposób opisywania wydarzeń, bo czuje się lekkość i łatwość życia.
Bo przecież mówi się tu głównie o młodości i o jej przywilejach, o beztrosce i braku problemów, o miłości i przyjaźni, o wkraczaniu w dorosłość.
Do losów bohaterów wraca również współczesny narrator, po latach pragnie odtworzyć te wydarzenia, odkryć tajemnicę. Chce zmierzyć się z rozpaczą, żalem, zachować pamięć o dawnych przyjaciołach, dać jakieś świadectwo ich istnienia i historii. Jest tu też nieco melancholii i smutku. Każdy szczegół urasta tu do wielkiej rangi poprzez sposób, w jaki został oddany.
Całość napisana językiem tak poetyckim, tak płynnym i nietypowym dla powieści, że naprawdę odniosłam wrażenia, jakbym czytała poezję. Każde słowo jest starannie dobrane, wyważone, wyselekcjonowane. Metafory, aluzje, wierszyki i rymy, a nawet dziecinne wręcz rymowanki dodatkowo sprawiają, że czytając Tworki nie można się znudzić, choć nie czyta się lekko ze względu na ciągłość tekstu, długi i dość skomplikowany potok słów, które po prostu płyną… To zupełnie inny, niż znany mi dotychczas, sposób opowiadania. Język w niezwykle liryczny i subtelny sposób oddaje opisywaną rzeczywistość, opisuje świat, zmienia sposób jego postrzegania. Właśnie to język przemawia za tym, iż powieść warto przeczytać, fabuła mniej do mnie trafiła.
Nie jest to lektura lekka ale ciekawa bo jakże inna i oryginalna.