Jednym z plusów wielu moich współprac jest oczywisty fakt, że czytam książki dużo wcześniej niż pozostali. Wyjątek - nie pierwszy i nie ostatni zapewne - stanowił ten tytuł. Na naszym rynku ukazał się w kwietniu, ja nie mogłam go nigdzie znaleźć. W związku z faktem, że moja obecność na Targach Książki w Krakowie (podobno mamy najlepsze) jest od zeszłego roku tradycją, stwierdziłam, że tym razem wybiorę się do Igora Brejdyganta właśnie. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, również reżysera. Jak było z „Układem”? Zapraszam na recenzję.
Komisarz Monika Brzozowska to była narkomanka, zapracowana policjantka. Obecnie życie jej nie oszczędza. Jest rozbita psychicznie, rozdarta. Nie może się pozbierać po zabójstwie swojego męża, Piotra-Borysa, płatnego zabójcy. Kobieta nie miała wyboru, w przeciwnym razie sama znalazłaby się po drugiej stronie. Działała w obronie koniecznej. Sytuacji nie poprawia fakt, że przełożeni oddelegowali ją na przymusowy, bezterminowy urlop. To wszystko sprawia, że z byłej narkomanki wychodzi jej poprzednie wcielenie. Przy okazji w mieście w tajemniczych okolicznościach zaczynają ginąć świadkowie, którzy mieli za zadanie pomóc policji schwytać szajkę pedofilską. Ci wpływowi ludzie starają się za wszelką cenę zamieść sprawę pod dywan. Wkrótce okaże się jednak, że w tym świecie nic nie jest piękne. Bycie czyimś katem wcale nie daje tu pewności, że za moment role się nie odwrócą.
Nie wiem, jak ocenić Monikę Brzozowską. Widać to rozbicie, bezradność. Czuć podskórnie ból, który ją rozdziera i skutkuje powrotem do tego, co najgorsze. Wydawałoby się, że od śmierci nie ma już nic gorszego. Okazuje się, że jest. Śmierć to dla jednej strony wybawienie, ale cierpienie dla tych, który muszą żyć ze świadomością straty. Ten fakt może wzmocnić i w pewien sposób nas postawić do pionu, jeśli uświadomimy sobie, że każdego ona czeka. Z drugiej może pogrążyć i załamać na tyle, że stopniowo, początkowo niezauważalnie, będziemy staczać się na dno. Brzozowska niestety znalazła się w tym drugim położeniu, gorszym na samym wstępie. Heroina jest dla niej koniecznością, warunkiem egzystencji i przetrwania w natłoku wspomnień, które chciałaby wymazać. A może jednak nie i kobieta próbuje przed czymś uciec? Na przykład przed samotnością? Może poznam odpowiedź na to pytanie w kolejnym tomie.
Zapytacie, o co chodzi z tytułowym układem? Raczej układami. Tutaj nie ma głaskania po głowie. Igor Brejdygant nie boi się poruszania tematów trudnych, często także tych pojawiających się w mediach. W „Układzie” ukazany został cały ten bród społeczny. Świat zepsuty, pozbawiony jakichkolwiek logicznie wytłumaczalnych zasad i hamulców u ludzi, którzy wydają się być nietykalni. Pojawiają się tu wątki związane z klerem i zaraz nasunęło mi się skojarzenie z „Klerem” Wojciecha Smarzowskiego, który tak naprawdę nie wniósł niczego. To tylko potwierdzenie prawdy, która dzieje się, niestety, a której wiele osób nie dopuszcza do siebie w myślach. Nie twierdzę, że wszyscy są źli. Ponadto obrywa się politykom, szajkom pedofilskim, biznesmenom. Tutaj ręka rękę myje i nikomu nie można ufać. Zbieranie kompromatów to tylko preludium do konfliktu, który może rozprzestrzenić się na skalę światową.
Wspomniałam Wam, że Igor Brejdygant jest również reżyserem. Jak to bywa u takich osób, najpierw pojawia się wizja, która następnie przenoszona jest na papier. Miałam podobne wizje podczas czytania, a to już plus. Pomysł na fabułę jest ciekawy, ostatnie ponad sto stron przeczytałam już ciągiem. Będę czekać na kolejne książki, a w międzyczasie nadrobię poprzednie.
Styl pisania bardzo mi się podoba, niektóre słowa nawet dla mnie były nowe. Musiałam sprawdzić. Ciśnie mi się jednak na usta jedna uwaga dla naszego autora, mianowicie krótsze zdania. Niejednokrotnie znajdowałam w książce takie, których długość wynosiła kilka linijek z przecinkami. Nie lubię tasiemców, bo tracę wątek z poprzedniej połowy. Lepiej napisać krótsze, a więcej, niż je zwielokrotnić. Wtedy istnieje ryzyko zagubienia. Jeśli nie u piszącego, to u czytającego. U mnie, niestety, zagubienie często się pojawiało. Taka wskazówka na przyszłość.
Książkę polecam, jest dobra. Niektórych może przytłaczać sytuacja Moniki, ale ja starałam się ją zrozumieć. Ludzie bez powodu na dno nie spadają. Zakończenie było dość smutne. Sam cmentarz jest dla mnie symbolem końca życia, jak i pewnego etapu. Sprawdźcie, ja czekam na kolejny tom. Tutaj w porządku.