„Okrucieństwo tej wojny zniszczyło moje dzieciństwo, pozbawiając mnie radości i wzruszeń należytych dziecku. Nigdy tez nie uczestniczyłem w dziecięcych zabawach. Ich idea wydała mi się teraz tak obca, że nie mogła już dostarczyć żadnej radości.”*
Pamiętacie swoje dzieciństwo? Zabawy w chowanego, beztroskie lata, wycieczki, poszukiwanie skarbów, wielkie bale, niezliczone berki, klasy, czy jazda na rolkach? Teraz pomyślcie, że to wszystko jednym ruchem dłoni Wam ktoś niszczy. Albo gorzej. Ktoś w ogóle nie daje Wam szansy na spróbowanie tej beztroski, zmusza o ciągłego napięcia, wyczekiwania, obawy o życie swoje i bliskich.
Lata 1939-1945 to okres tak ciężki, że Polakom cały czas trudno o nim mówić. Nikt z nas nie może zrozumieć co w tym czasie kierowało Hitlerem, czy wieloma innymi osobami. Przecież życie straciło wtedy tak wiele niewinnych osób, w tym malutkich dzieci…
Coraz więcej historii wychodzi teraz na światło dzienne, ludzie nie boja się mówić o swoich przejściach, wielu z nich decyduje się napisać autobiografię. Czasem mam wrażenie, że losy tych osób są do siebie łudząco podobne. Jednocześnie są one równie nieprawdopodobne co wiele książek fantasty.
W „Utraconym dzieciństwie” poznajemy chłopca, Żyda przed wojną mieszkającego we Lwowie. Jego rodzina pochodzi z tej wyższej sfery. Mają własne przestronne mieszkanie, służących. Jednak w kilka dni wszystko się zmienia. Ojciec zostaje rozstrzelany, a reszta rodziny musi uciekać. Chłopiec razem z matką i siostrą Lalą postanawia schronić się gdzieś w pobliżu Krakowa. Jednak po jakimś czasie zaczynają wzbudzać podejrzenia miejscowej władzy i znów trójka bohaterów musi przenieść się gdzie indziej. I tak przez długie sześć lat, zmieniając miejsce zamieszkania, nazwiska, żyjąc w ciągłym stresie jednocześnie z nadzieją na lepsze jutro. Gdy wydaje się, że już wszystko już będzie dobrze, domek z kart rozpada się. I układanie zaczyna się od początku.
Książka nie ma nic wspólnego z „Dziewczynami wojennymi”, czy „Kamieniami na szaniec”. Nie jest kolejna również epopeją o bohaterach, wielkich osobowościach. Jest za to opowieścią o dzieciństwie, które zostało utracone. Zniszczone przez brutalna historię.
Autor niczego nie udaje. Nie próbuje się upiększać, dodawać sobie chwały, a hitlerowcom podłości. Pokazuje świat w tej okrutnej bezbarwności, bezmyślności, bez zaznaczania czegoś markerem. Chce po prostu przekazać historię która zdarzyła się naprawdę i o której nie powinnyśmy nigdy zapomnieć.
Jest to również obraz dwóch narodów: polskiego i żydowskiego. Pokazuje jak różne są oblicza ludzkie. Nie ma tu miejsca na stereotypy, niedociągnięcia. Liczy się to co jest, i to co powinniśmy wiedzieć.
Książka pisana jest w czasie teraźniejszym co niewątpliwie dodaje akcji dynamiki, napięcia, które sprawia, ze Czytelnik nie może się oderwać od lektury. W tym miejscu nie można odmówić panu Yehuda profesjonalizmu i talentu z jakim opisuje wydarzenia.
Czytając „Utracone dzieciństwo” miałam wrażenie, że książka nie jest niczym specjalnym. Ciekawym i wciągającym, lecz nie arcydziełem. Dopiero po odłożeniu jej uświadomiłam sobie jakim torem biegną moje myśli. Podświadomie oczekuję od książek napięcia, nerwowości, strachu, lub silnych wzruszeń, czy humoru. Ta pozycja wcale mi tego nie zapewniła. Pokazała za to wielce obiektywnie i jednocześnie sugestywnie życie w tamtych czasach, szczęście, którego cały czas nie umiem docenić, piękne wspomnienia, których będąc na miejscu chłopca mogłabym po prostu nie mieć.
Myślę, że najlepiej zachęcą Was słowa księdza Adama Bonieckiego:
„Te wspomnienia żydowskiego dziecka to ważna lektura dla Polaków”
I niech tak pozostanie, a kto jeszcze z książką nie miał do czynienia, to serdecznie polecam.
*"Utracone dzieciństwo" str.220