Pewnie wielu z nas podczas pamiętnego lockdownu w 2020 roku zastanawiało się nad tym jak będzie teraz wyglądał świat. Z dnia na dzień zamknięto szkoły, restauracje, kościoły, a także wiele innych miejsc świadczących różnego rodzaju usługi. Po sieci krążył filmik, na którym pani Teresa Werner śpiewa: “Nie wiem co się jutro zdarzy, co przede mną los ukrywa”. Wielu z nas miało podobne przemyślenia. Co jednak gdyby koronawirus był dużo bardziej śmiertelny?
Czterdzieści pięć lat temu scenariusz, w którym ludzkość znajduje się na skraju wymarcia, nakreślił Stephen King. “Bastion”, bo o tej książce mowa, przedstawia losy ludzi, którzy byli odporni na supergrypę. Jak zdobyli tę umiejętność? Sami nie wiedzą.
Bohaterowie są naprawdę różni. Płeć piękna odnajdzie się w losach Frannie, młodej kobiety, która skrywa pewien sekret. Z kolei mężczyźni na pewno zwrócą uwagę na Stuarta Redmana, który jest zwykłym, niewyróżniającym się facetem z małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych. Na szczególną uwagę zasługuje też Nick Andros, głuchy mężczyzna. Do komunikowania się ze światem używa notatnika i ołówka. Tak oto postać, która technicznie rzecz biorąc nie mówi, ma momentami najwięcej do powiedzenia.
Dużą zaletą książki jest to, że bohaterowie nie mają żadnych specjalnych umiejętności (oczywiście poza odpornością na supergrypę). Są zwyczajni i to aż do bólu. Jednak specjalnością Kinga jest to, że ze zwykłych ludzi, potrafi tworzyć niezwykłych bohaterów. Czytelnik jest zaproszony do podążania wraz z postaciami przez opustoszałe drogi Stanów Zjednoczonych. Może obserwować momenty kryzysu, a także rozwój bohaterów i relacje, które zawiązują między sobą.
W książce występuje wielu bohaterów jednak wraz z rozwojem fabuły pojawia się grupka głównych postaci, na których koncentruje się autor.
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, to nie można wiele narzekać. King ciekawie opisuje opustoszałe Stany Zjednoczone. Czytelnik może podróżować przez różne miasta, jak Las Vegas, czy Boulder. Jednak dla odbiorcy, który nie jest Amerykaninem, może pojawić się pytanie o losy innych krajów. Niestety nie dowie się tego z “Bastionu”. Autor koncentruje się tylko na wydarzeniach z terytorium Stanów Zjednoczonych, posyłając jedynie informację, że supergrypa rozprzestrzeniła się na całym świecie.
Wadą książki jest jej objętość. Jest to jedna z najgrubszych książek, jakie miałem na półce. Liczba stron wynosi 1088. Jednak dla niektórych tak duża objętość będzie wadą, a dla niektórych zaletą. Na tylu stronach autor mógł poświęcić swoim bohaterom wystarczająco dużo uwagi, nie krzywdząc żadnego z nich. Wątki zostały rozbudowane i dobrze zakończone.
Ta objętość pozwala czytelnikowi na odpoczynek. Ja czytałem “na raty”, co jakiś czas powracając do “Bastionu”. Mocną stroną książki jest to, że nawet po odłożeniu jej na półkę, nieskończoną, bardzo łatwo do niej wrócić i ponownie odnaleźć się w fabule. Jednak ciężko odkłada się “Bastion”. Wciąga i to bardzo!
Podsumowując, Stephen King stworzył książkę, której trzeba poświęcić dużo czasu. Nie ukrywam, że podczas czytania pojawiały się w mojej głowie myśli o niedawnej pandemii, jednak pozwala to niejako odnaleźć się w sytuacji bohaterów.
Czy warto przeczytać “Bastion”? Tak, ale trzeba wykazać się wytrwałością podobną do tej, którą cechują się bohaterowie tej książki.
***
To moja pierwsza recenzja ucieszę się z wszelkich uwag:)