Miałam naprawdę wielkie oczekiwania co do „Ciszy” i intuicja podpowiadała mi również, że nie powinnam się zawieść na tej krótkiej lekturze, która już samą okładką zapowiadała jej intrygującą tajemniczość, ale przyznam szczerze: Nie spodziewałam się tego, że „Cisza” stanie się jedną z moich ulubionych książek. Co w niej takiego niezwykłego? Ma w sobie to wszystko, czego nigdy nie znalazłam w żadnym facecie- jest idealna. A tak poważnie już, to jest przerażająco- zachwycająca i właśnie dzięki tym skrajnościom połechtała mnie w każdy kawałek mojego mrocznego wnętrza tą swoją niebywałą głębią, która poprzez historie o ludziach i opowieści o sytuacjach w jakich się znaleźli ukazują swoje prawdziwe- straszne oblicze. Opowieści są krótkie, ale kompletne i miażdżące. Miałam początkowo wręcz niedosyt, że cała groza wypływająca z tych opowiadań i cały dramatyzm jak i ból nie był jeszcze bardziej przemielony i rozłożony przez autora na czynniki bardziej szczegółowe, ale z każdą kolejną historią coraz bardziej rozumiałam, że ta moja osobista cisza po tych przyswajanych- mrocznych fragmentach, była zamierzonym efektem. Dostawałam mocną treść, wkręcałam się maksymalnie i kiedy mnie zamurowywało to przychodziło nagłe ciach, tyle, koniec i chwila wymownej ciszy zanim doszłam do siebie i pozbierałam myśli, by powtórzyć ten sam schemat z kolejną, nową i brutalnie ukazaną opowieścią. Świetnym zabiegiem było wykorzystanie przedstawionej czytelnikom pierwszej historii do finiszowej kropki nad i. Pomiędzy tymi łącznikami pojawia się różnorodność połączona specyficznymi rozstrojami człowieczej natury i struktury. „Cisza” jest dla mnie idealna, bo nie można zaliczyć jej wyłącznie do jednego gatunku przez co nie staje się nudnie zaszufladkowaną w jednej kategorii książką. Wielobarwnie łączy elementy horroru, dramatu i fantastyki pełnej grozy, ale też można się pokusić śmiało do analizy wątków psychologicznych i zachowań społecznych czy przede wszystkim konkretnych jednostek. Coś, co wydaje się nieprawdopodobne nabiera realnego znaczenia, tak jakby obłęd tkwiący w człowieku stawał się normalnością. Marcin Majchrzak ma bujną wyobraźnię, taką w moim stylu. Zabrał mnie swoją „Ciszą” w podróż z której wróciłam emocjonalnie zgwałcona i jest to cudowne przeżycie, bo uwielbiam być tak wewnętrznie sponiewierana i rozdarta jakbym zaczynała właśnie wtedy czuć, że coś we mnie istnieje… Wyrażam to w mocnych słowach, bo też i taka jest ta książka. Lubię mroczne, nieoczywiste pozycje, które zabierają mnie pod prąd, a to co jest niedopowiedziane pozwala mi samej doszukać własnej interpretacji, przez najbardziej intymny i poruszający dla mnie jedynie znany sposób identyfikując się tymi ofiarami i odkrywając w nich samą siebie. I jeszcze te ilustracje… szalenie dobre dopełnienie. Pieprzone okrucieństwo. Paranoja. Nieludzkość zawarta w ludzkości i człowieczeństwo, które przerosło człowieka. W końcu udawanie, aż nastąpi nieprzewidywalny wybuch i nieuniknione samounicestwienie, bo tylko to okazuje się ostatecznie wybawieniem.
„Życie w społeczeństwie wymaga udawania, że kontrolujesz sytuację, nawet gdy jej nie kontrolujesz. Może nawet szczególnie wtedy, gdy jej nie kontrolujesz. Jeśli pozwolisz innym na poznanie prawdy, zniszczą cię, zjedzą, wyssą do kości”
Jesteśmy często potworami w relacjach z innymi potworami, którzy bezwzględnie kontrolują, oszukują i udają coraz bardziej będąc gotowym do zbrodni na kimś i na sobie. A gdyby przestać udawać? Boisz się, że inni będą się ciebie bać, gdy stracisz nad sobą kontrolę? A nie boisz się sam siebie wiedząc, że już nad sobą nie panujesz? Różne sytuacje, różni ludzie, a w tym wszystkim Ty. Cały Ty ze swoim popapranym i nieujarzmionym demonem, który czeka tylko, byś stał się nikim. Byś w ogóle przestał istnieć. I Ty mu ulegniesz.
„Są sny i koszmary. Sny lepsze i gorsze. Najlepszy sen to taki, który nigdy nie dobiega końca. Z którego nigdy się nie budzimy” To bardzo smutna książka, dramatycznie przejmująca o stworzeniu alternatywnej rzeczywistości-takiej, w której to ból nie jest w stanie dosięgnąć żadnej z bliskich nam osób, ani nas samych. To książka o życiu ludzkim, które tylko uwalniające się od siebie samego przynosi upragniony spokój i tytułową ciszę.
Pięknie tę grozę i ból ubiera autor w słowa tworząc z tego prawdziwą sztukę. Sztukę umierania. Zostałam poruszona, nie na jeden raz.
Niebanalna kompozycja światów i stylów – od refleksyjnych historii o przemijaniu, poprzez treści żywo zaangażowane w palące problemy współczesności, aż do wartkich fabuł szokujących swoją brutalności...
Dziękuję :) Oj, tak... ta książka jest bardzo, ale to bardzo warta przeczytania, dlatego cieszę się, że ta moja recenzja dodatkowo podziałała tak zachęcająco ;)
Niebanalna kompozycja światów i stylów – od refleksyjnych historii o przemijaniu, poprzez treści żywo zaangażowane w palące problemy współczesności, aż do wartkich fabuł szokujących swoją brutalności...
"Cisza" Marcin Majchrzak wydawnictwo VESPER Marcin Majchrzak tym razem zabiera swoich czytelników na krótki spacer, podczas którego pokazuje im kilka zupełnie różnych od siebie miejsc. To miejsca na...
@alien125
Pozostałe recenzje @spirit
Śmierć? Nie ma się czego bać...
W idealnym czasie trafiła mi się ta książka. Jesień sama w sobie kojarzy się z przemijaniem, a koniec października i cały listopad nagminnie przypominają nam o tym, że ż...
„W tej książce przedstawię krótko pozornie błahe sytuacje z życia codziennego, aby je potem szczegółowo przeanalizować. Książka jest zatem narzędziem, które ma za zadani...