Życie w Labiryncie, z którego każdy tak rozpaczliwie szuka wyjścia. Nie ma dnia, aby grupie Strefowiczów nie zdarzyło się coś okropnego, czego nie będą mogli zapomnieć do końca życia. W uszach nieustannie słyszą dźwięk zbliżających się Bóldożerców. Przed śmiercią chronią ich tylko wrota zamykające się co noc. Nawet tych najsilniejszych to miejsce doprowadza do obłędu. W Labiryncie śmiech jest oznaką obłąkania. Tam może ich spotkać tylko cierpienie i śmierć.
I właśnie do takiego miejsca trafił Thomas.
„Nazywam się Thomas, pomyślał.
To… to była jedyna rzecz, jaką pamiętał ze swojej przeszłości.”
Został wyciągnięty z pudła nic nie pamiętając, tak jak reszta chłopców przebywających w Labiryncie. Już od samego początku coś było z nim nie tak. Następnego dnia w pudle leży dziewczyna w śpiączce, która przynosi Strefowiczom wiadomość, o której nigdy nie zapomną. To jak wyrok ich śmierci. Thomas wraz z innymi chce znaleźć wyjście z Labiryntu, ale czy to będzie takie łatwe biorąc pod uwagę to, że ich życiu zagrażają Bóldożercy, kreatury zdolne do zabicia ich wszystkich i ciągle przemieszczające się ściany budowli?
„Nic już nie będzie takie jak kiedyś”
I oto kolejna dystopia. Już ich tyle pojawiło się na rynku, że trudno zliczyć. Wiele z nich niczym się nie różni, ale są też takie, które podbijają serca czytelników na całym świecie, i właśnie do takich należy Więzień Labiryntu.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego co autor przedstawił w książce. Labirynt. Spoko, normalna rzecz i czym tu się zachwycać? Otóż można się zachwycać. Pan Dashner zrobił z tej zwykłej, znanej już w starożytności budowli coś co sprawi, że każdy, nawet wychowany na horrorach czytelnik dostanie gęsiej skórki.
„Wrota za nim zamknęły się z głośnym hukiem, odbijając się echem po pokrytych bluszczem kamieniu, niczym śmiech szaleńca w szpitalu dla obłąkanych.”
Wydarzenia są niesamowite. Na początku się zastanawiałam co takiego może dziać się w labiryncie. Przecież to tylko mury i kilka budynków pośrodku. A tu takie zaskoczenie, ani przez ułamek sekundy się nie nudziłam. I te wieczne zmartwienia o losy głównego bohatera. Przeżyje czy może nie? Co za głupie pytanie, no jasne, że przeżyje! Zawsze każdy tak myśli, ale w tej książce wszystko jest inne, a wydarzenia nieprzewidywalne.
Nawet gdybym próbowała przez kilka godzin znaleźć choćby jeden minus w tej książce, jakąś jedną jedyną ułomność nie potrafiłabym. Bohaterowie mnie oczarowali, a fabuła zachwyciła. Nie mam nic to zarzucenia tej pozycji! Jest fenomenalna!
Język w niektórych momentach jest mało zrozumiały, ale to tylko przez nowe, oryginalne, stworzone przez Streferów wyrazy i zwroty. To wcale nie przeszkadza, wręcz sprawia, że lektura jeszcze bardziej wciąga.
Jeśli chodzi o wydanie to Papierowy Księżyc znowu się popisał. Czytając książkę miałam wrażenie, że zadbano o każdy jej najdrobniejszy szczegół. Okładka idealnie pasuje to treści. Jest tajemnicza i bardzo klimatyczna. Czcionka jest bardzo przyjemna dla oka, i to właśnie ona i bardzo dobry w odbiorze język autora sprawia, że książkę czyta się w ekspresowym tempie.
Zakończenie nie wyjaśniło do końca wszystkiego, było trochę inne niż się spodziewałam, zaskakujące. Dlatego też ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część!
Ta niesamowita pozycja pozostawi ślad po sobie w mojej głowie jeszcze na bardzo długi czas.
Polecam, polecam, POLECAM!
„Znajdź wyjście albo giń”