Czy człowiek jest tylko sumą oddechów, napędzanym przez wciągane do płuc powietrze stworzeniem? Czy narodziliśmy się na drodze ewolucji, a może maczał w tym palce Bóg? Co nas napędza,wzrusza, irytuje?
Weź spokojny oddech i poczuj, jak płuca wypełniają się życiodajną siłą. Dla nas to normalne- niezmienna rzecz, prosta w swej naturze. Oddychanie. Nie zastanawiamy się nad tym, przyjmujemy jako pewnik. A gdyby tak nasza rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej? Gdybyśmy musieli napełniać nasze płuca za pomocą przeróżnych maszyn, a tlen wcale nie byłby czymś pewnym?
Jako że już dawno temu przyznałam się do bycia okładkową sroką, pewnie nie zdziwi Was fakt, iż po ujrzeniu przepięknego wydania Wydechu bardzo chciałam je przeczytać. Nie dość, że front przyciąga wzrok, to jeszcze książka może się pochwalić twardą oprawą (a tutaj już w ogóle ekstaza). Pomijając kwestie wyglądowe, zaintrygował mnie także opis tej pozycji. Już nie boję się zbiorów opowiadań, a jako że lubię czas od czasu rzucić się na jakiś inny gatunek niż thriller, nowość od wydawnictwa Zysk i S- ka zdawała się idealnym kandydatem na wolne wieczory. Prawdę mówiąc nie pamiętam, kiedy i czy w ogóle sięgnęłam po lekturę z kategorii science fiction. Wydech był dla mnie więc idealną okazją, aby sprawdzić się w tym zapomnianym przeze mnie gatunku.
Jak już wspomniałam, w skład owego zbioru wchodzi dziewięć różnych opowiadań z gatunku science fiction. Jedne są dłuższe, drugie zajmują zaledwie pięć stron. Także przyjemność ich czytania była różna. Najbardziej przypadły mi do gustu trzy z nich. Pewnie nie zaskoczy Was to, że jako pierwsze wskażę opowiadanie rozpoczynające zbiór, czyli "Kupiec i wrota alchemika". Czasami zastanawiam się -jak zapewne większość z nas- co by było, gdyby. Jak dobrze byłoby posiadać machinę przenoszącą mnie w czasie, dzięki czemu będę wiedzieć, jak potoczy się dalej moje życie. Albo -żałując wypowiedzianych do kogoś, nieprzyjemnych słów- będę mogła cofnąć się w czasie i obrać inną ścieżkę. Co prawda kupiec ze wspomnianego opowiadania nie mógł wpływać na przyszłość, lecz podróż do wydarzeń przeszłych pozwoliła mu ukoić wyrzuty sumienia, które nękały go przez wiele, wiele lat.
"Automatyczna Niania Daceya"- to kolejne opowiadanie, które -choć proste i krótkie- przypadło mi do gustu. Kolejne, niosące za sobą ważne przesłanie. Otóż zawsze mówi się, iż człowiek jest istotą stadną; potrzebujemy drugiego człowieka, żeby sprawnie funkcjonować. Co prawda niektórzy twierdzą, iż w samotności czują się najlepiej, ale często jest to złudne twierdzenie. Tak jesteśmy zbudowani, że kontakt z innym stworzeniem jest dla nas podświadomie istotny. W tym opowiadaniu mowa o wychowaniu dziecka przez maszynę, tytułową Nianię. Pomysł w zamyśle był dobry (mógłby odciążyć trochę rodziców, choć w ówczesnych czasach rodzice tak naprawdę nie zajmowali się swoim potomstwem, lecz robiła to za nich guwernantka), pozwalał rodzicom na pewność, iż ich dziecko jest w dobrych rękach. Szkopuł w tym, że maszyna nie wyjdzie ze swoimi działaniami poza wgrany program. Nie wytłumaczy dziecku, co jest dobre, a co złe, nie nauczy kontaktu z żywą istotą. Zresztą, widać to na przykładzie syna autora Niani. Przesłanie jest proste- aby stać się człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu, istotnym jest kontakt z drugim stworzeniem.
I tą prostą drogą przechodzimy do ostatniego opowiadania, które zapadło mi mocno w pamięć, czyli tytułowego "Wydechu". Przenosimy się na planetę, gdzie jedyną siłą napędową istot ją zamieszkujących jest powietrze. Codziennie udają się do tzw. stacji, by tam, przy pomocy specjalnej maszyny, naładować swoje płuca (a może raczej pojemniki na tlen, umieszczone w ich klatkach piersiowych). Ich życie to poniekąd sielanka, nie martwią się o sprawy doczesne, ale... jeden z bardziej dociekliwych naukowców odkrywa, że życiodajne powietrze jest na wykończeniu. Powstaje pytanie: czy żyć jak dotychczas, "marnować" tlen na rozmowy z innymi, ruch, jakiekolwiek działanie, czy po prostu zdecydować się na wydłużone umieranie w ciszy? To pytanie sprawiło, że długo zastanawiałam się nad odpowiedzią; czy byłabym zdolna odrzucić wszystkich swoich bliskich w tej ostatniej godzinie tylko po to, by wydłużyć swoją agonię? Na pewno nie. Wolałabym dzielić z nimi ostatnie chwile, zachowując się jak zawsze i czekając, aż moje płuca opustoszeją.
To, że wymieniłam zaledwie trzy opowiadania z dziewięciu nie znaczy, że reszta była kompletnie zła. Nie. Po prostu ta trójca zapadła mi w pamięć, z różnych powodów. I choć teraz mogę definitywnie powiedzieć, że science fiction to jednak nie jest mój gatunek, to bardzo doceniam pracę pana Chianga. Każde opowiadanie niesie za sobą jakąś prawdę, skłania nas do refleksji i wyobrażania sobie świata nieznanego nam. Nie jest to pozycja na jeden wieczór, bo choć objętościowo nie zatrważa, to powinniśmy sobie dać czas na "przetrawienie" owych historii, wczytanie się w nie. Po prostu sądzę, że ogromną stratą byłoby czytanie ich ot, tak, na akord, byle szybciej. Trzeba się w nich rozsmakować, zakończyć jedno, przemyśleć je i wtedy ruszyć dalej.