Styczeń to szaruga i smutek za oknami. Dla mnie czas bardzo dobry. Cicho, zimno, mogę spokojnie zaszyć się w domu. Ten miesiąc sprzyja również sięganiu po książki poruszające poważniejszą tematykę, które już źle jest mi czytać w późniejszym czasie. Przykład? Przypomnijcie sobie Michela Houellebecq'a i jego „Uległość” (w lutym czeka Was „Platforma”). Podobnie jest z literaturą faktu, ale tej będę trzymać się stale i regularnie (podziękujcie Mariuszowi Szczygłowi!). Teraz jednak powracam do literatury obozowej. Będzie to pierwsza tegoroczna recenzja we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka. Zapraszam.
Berlin, rok 1989. Mieszkająca w stolicy Niemiec Miriam opiekuje się bardzo poważnie chorym ojcem. Mężczyzna powtarza często tajemnicze imię: Frieda. Kobieta jest wstrząśnięta tym, że jej ojciec miał cokolwiek wspólnego z koszmarem wojny. Postanawia przeszukać rzeczy matki. Tam kolejna niespodzianka. W jednym z ubrań znajdują się słowa skierowane do Heinricha pisane przez Friedę. Ktoś zaszył je w kieszeni. Miriam decyduje się poznać historię "królików" - więźniarek obozu koncentracyjnego w Ravensbruck poddawanym bestialskim torturom pseudomedycznym. Kobieta spędza wiele czasu wspominając przeszłość, będąc pogrążona w lekturze listów. Chce pomóc ojcu znaleźć odpowiedź na pytanie, które dręczyło go podczas wojny. W duecie siła.
W tej książce koszmar obozowy przeplata się z codziennością i szarością życia Miriam. Motywem głównym jest tutaj toksyczna wręcz relacja Miriam z mężem. Kobieta opiekę nad chorym ojcem i czytanie listów traktuje jak wytchnienie od trudnej sytuacji w domu. Z czasem jednak również obowiązki wynikające z choroby jej ojca zaczynają przerastać Miriam. Taka sytuacja bardzo odpowiada jej mężowi. Czy Miriam zdoła się uwolnić z tego toksycznego związku?
Co skrywały listy Friedy? Odsłaniają one historie eksperymentów pseudomedycznych przeprowadzanych na kobietach. Nie proście mnie o przykłady tych "badań". Te kobiety uchodziły za króliki doświadczalne, wiele umierało z wycieńczenia. To nie miało nic wspólnego z medycyną taką, jaką znamy dziś. Obozy niemieckie były podzielone na bloki, w których masowo uśmiercano ludzi w zupełnie niehumanitarny sposób. Jeśli chcecie, opowiem Wam kiedyś historię obozu KL Ravensbruck. Dajcie znać.
W książce występuje jeszcze jeden wątek i ten również odkrywa Miriam - miłość. Frieda była zakochana w Heinrichu. Uczucie to było niejako zakazane, bo przecież ona nie była jego żoną. Dzięki rozdziałom poświęconym wspomnieniom Heinricha możemy go lepiej poznać.
"Króliki..." to powieść historyczna i psychologiczna zarazem. Wątek obozów niemieckich interesował mnie bardziej. Przeszłam już chrzest po książce poświęconej "badaniom" Josefa Mengele. Tamta lektura była jeszcze trudniejsza do zniesienia. Troszkę szkoda, że te dwa wątki nie zostały równomiernie rozłożone. Z tego powodu odczuwam lekki niedosyt.
"Króliki..." uważam za bardzo dobry debiut. Książka wciąga od początku. Poruszy czytelników wrażliwych na krzywdę. Pamiętajcie, że wobec zbrodni wojennych nigdy nie powinniśmy przechodzić obojętnie. Trzeba o nich pamiętać, aby podobny koszmar już nigdy nie miał miejsca. To także nasz bolesny kawałek historii. Musimy pielęgnować pamięć o poległych tam Polakach i Polkach. Tego typu wartościowa literatura nam to zdecydowanie umożliwia. Z tematyką wojenną wrócę do Was w lutym, w rocznicę rzezi na Wołyniu. Polecam gorąco.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.