Kto mnie już trochę zna, bo obserwuje bloga lub moje konta na portalach dla książkomaniaków, ten zapewne zauważył, że: a) nie po drodze mi raczej z polskimi autorami b) ostatnio złapałam czytelniczy zastój. To dwa niezwykle ważne spostrzeżenia dla poniższej treści przedpremierowej recenzji powieści kryminalnej Marcina Kaźmierczaka pt. "Martwy ptak", której egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza, wpływające z pewnością na jej ostateczną ocenę.
Fabułą książki zainteresowałam się ze względu na intrygujący motyw zbrodni, w który wplątane są martwe ptaki, wkładane w usta ofiar (po co? dlaczego?) oraz młodej rysowniczki Laury, którą interesuje szeroko pojęta śmierć, a im bardziej makabryczna i samotna, tym lepiej dla wychodzących spod jej ręki prac. Sądziłam, że trafię na perełkę na rodzimym rynku - lubię od czasu do czasu dać zielone światło polskim pisarzom, sprawdzić, czy są w stanie mnie czymś pozytywnym zaskoczyć. Dodatkowo apetyt na lekturę podsyciła stosunkowo długa czytelnicza przerwa spowodowana trochę natłokiem spraw, a trochę brakiem weny. Jednakże książka nie wpisała się w moje oczekiwania.
Już na początku orientujemy się, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą, który chce zwrócić na siebie uwagę mediów, policji i opinii publicznej, gdyż na miejscu dokonanej zbrodni pozostawia charakterystyczny znak - martwego ptaka włożonego w usta ofiar. Śledztwo prowadzą komisarz Kyrcz i podkomisarz Szolc - para współpracowników, borykająca się nie tylko z kryminalnymi zagadkami Łodzi, ale i zawirowaniami życia prywatnego, czyli standard w obecnych kryminałach. Jakkolwiek są parą dosyć nietypową - przez pół książki sprawiają wrażenie bycia znudzonymi prowadzonym śledztwem, w którym naprawdę bardzo niewiele się dzieje. Na początku na plan pierwszy miast krwawej makabry, wysuwa się obyczajowy wątek młodej studentki ASP, Laury Wójcik, która interesuje się motywem śmierci, portretuje go w dość nietypowy sposób w swoich pracach, dzięki którym zdobywa coraz większą popularność na portalach społecznościowych. Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem traum z dzieciństwa, tajemnicami z przeszłości i skandalem obyczajowym, więc niby wątek Laury spełnia stawiane mu wymagania zaszokowania czytelników, a jednak wciąż czuć niedosyt...
Mam wrażenie, że autor trochę przekombinował. Są fragmenty dłużyzn, dziwne wątki, bohaterowie, z wyjątkiem Laury, nakreśleni dosyć pobieżnie. Opisy zbrodni krwawe, dla czytelników o mocnych nerwach. Ciężką całość nieco rekompensuje zakończenie, do którego wdziera się element zaskoczenia i niedopowiedzenia. Niestety, nie mogę zaliczyć tego literackiego spotkania do udanych. Nie wypowiadam się na temat porównania tej powieści z innymi w swoim gatunku, bo mało czytam polskich kryminałów, więc sądząc po kilku innych recenzjach tej powieści, być może na ich tle wyróżnia się całkiem pozytywnie. Najlepiej, gdy ocenicie sami. Premiera już 14 kwietnia!