Rok 2033. Świat, jaki znacie już dawno przestał istnieć. Został skażony milionami ludzkich błędów. Po powierzchni chodzą potwory – mutanty, które musiały przystosować się do życia w wysokich dawkach promieniowania. Nie radzę wychodzić na zewnątrz. Nawet jeśli masz broń, szybko możesz stać się posiłkiem.
Ludziom udało się uciec. Udało im się przetrwać koniec, jaki sami sobie zgotowali. Teraz żyją w czeluściach moskiewskiego metra, gdzie wcale nie jest łatwiej. Szczury, czające się w mroku nieznane stworzenia, głód, inni ludzie… Jest mnóstwo zagrożeń, przed którymi trzeba się bronić. Największym jednak jest ciemność i rodzące się w niej szaleństwo.
Artem jest sierotą i jednym z osób, które w urywkach pamiętają dawny świat – miał 2 lata, gdy nastąpił koniec. Jego mama zginęła ratując mu życie, kiedy na ich stację napadła horda szczurów. Od tamtego momentu chłopak wychowywany jest przez Suchego, który stał się dla niego kimś w rodzaju wujka. Wygląda jednak na to, że niebezpieczeństwo przyczepiło się do Artema niczym rzep do psiego ogona, bo WOGN – stację, na której teraz mieszka – zaczynają dręczyć tajemniczy czarni.
„Nie ma nikogo, kto na widok czarnych nie odczuwałby wstrętu i przerażenia. Stworzenia te były naszym przeciwieństwem. Zobaczyć czarnego to jak zobaczyć przenicowanego człowieka – z pulsującym czerwonym mięsem i drgającymi narządami na zewnątrz. Nie z powodu budowy ich ciała – trupa czarnego śmiało można dotknąć kijem i kopnąć jego martwą głowę bez obawy, że cię zemdli; tu chodzi o coś innego. O ich żywą obecność. Im bliżej do ciebie podchodzą, tym silniejsza jest odraza i przeszywający strach. Zdaje ci się, że gdy ów szatański pomiot cię dotknie, to razem z tym dotykiem w twojej duszy – nie w mózgu, a właśnie w duszy – pojawi się jakiś pasożyt, liszaj albo grzyb, i że twoja dusza pokryje się ropiejącymi wrzodami, sczernieje i uschnie, ale nie umrze; wciąż będzie karmić sobą pasożyta…”
Nie wiadomo, kim tak naprawdę są czarni, skąd i po co przychodzą. Artem podejrzewa, że ich obecność ma coś wspólnego z czymś, co dawno temu zrobił razem z dwoma swoimi przyjaciółmi, a o czym nie wspomnieli nikomu innemu. Jednak gdy na stacji pojawia się tajemniczy i charyzmatyczny Hunter, chłopak dziwiąc się sam sobie, zdradza co takiego się wtedy stało.
Hunter decyduje się na wyprawę w celu potwierdzenia historii Artema. Gdyby Myśliwy długo nie wracał, chłopiec ma pójść na stację Polis i odnaleźć człowieka zwanego Młynarzem.
Hunter oczywiście nie wraca, a nasz główny bohater wyrusza w podróż przez Metro, gdzie przeżywa rzeczy, o których mu się chyba nigdy nie śniło (nam też) i przy okazji odkrywa swoje przeznaczenie.
Czytając tę książkę utwierdziłam się w przekonaniu, że rosyjscy pisarze są dziwni i mają dość podobny do siebie styl opowiadania. Nasza historia zaczyna się dość niewinnie i w sumie tak naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać i jak to wszystko się rozwinie. Można powiedzieć, że jest to też niejako powieść drogi, bo nasz bohater ciągle gdzieś idzie i przeżywa przy tym mnóstwo dziwnych rzeczy.
Początek jest nieco niemrawy i wielu może odstraszyć, jednak kiedy się już przez niego przebrnie… jest całkiem fajnie. Zachowanie naszego bohatera na początku wydaje się trochę głupie – no przychodzi do ciebie jakiś obcy, wyciąga twoją najbardziej wstydliwą tajemnicę, a potem każe ci gdzieś iść – i ty idziesz. Kto tak robi? No cóż, Artem :D. Przez prawie pół książki zastanawiałam się, gdzie ta chłopczyna idzie i po co tam idzie. A potem odkryłam, że to chodzi o uratowanie WOGN-u przed czarnymi i przy okazji obronę całego Metra. No cóż, to akurat ma sens. Zwłaszcza, że nasz Artemka maczał palce we wpuszczeniu tych istot na dół.
Przemierzając razem z nim Metro przeżywamy mnóstwo przygód mniej lub bardziej dziwnych/strasznych/ekscytujących/niebezpiecznych/bardzo dziwnych. Artem spotyka na swej drodze różnych ludzi, styka się z mnogością filozofii i poglądów na świat. W zasadzie każdy mieszkaniec Metra inaczej patrzy na swoje życie, na to, co stało się z „normalnym” światem, ma inne cele, w co innego wierzy. Człowiek potrzebuje czegoś, co będzie go napędzało, co pozwoli mu widzieć sens w codziennej egzystencji. Potrzebuje nadziei – a mieszkańcy Metra potrzebują jej szczególnie.
No bo wyobraźcie sobie, że miejsce, w którym żyjecie dotknęła katastrofa nuklearna. Ziemia została skażona, nic na niej nie wyrośnie. Powietrzem nie da się oddychać, trująca mgła parzy skórę, a pies sąsiadów właśnie zmutował w krwiożerczą bestię (tak, wiem, że to nie tak przebiega i skutki napromieniowania zwykle pojawiają się dopiero w kolejnych pokoleniach, ale tu chodzi o obrazowe przedstawienie rzeczywistości). Jesteście zmuszeni do życia pod ziemią, w metrze. Jest ciemno i nie wiadomo, czy za rogiem stoi twój kolega czy coś, co chce cię zjeść. A może to tylko cień rzucany przez przedmioty oświetlone słabym światłem latarki? Wasze życie staje się walką o kolejny dzień. Czepiacie się wszystkiego, co się da, w nadziei, że kiedyś w przyszłości dzieci waszych dzieci będą znów mogły patrzeć na promienie słońca i oddychać świeżym powietrzem. Jednak zwątpienie może przyjść bardzo łatwo. Gdy każdy kolejny dzień jest podobny do poprzedniego, gdy na obiad znów są grzyby i zupa ze składników, których lepiej nie identyfikować dla dobra własnego żołądka, gdy kolejny towarzysz znika na zawsze w ciemności tunelu i nie wiadomo, co się z nim stało…
Ludzie musieli stworzyć coś, co da im chociaż namiastkę dawnego życia. Dlatego stacje przypominają miasta-państwa, są paszporty, ugrupowania polityczne, handel… Nawet wojny. Wiara. Wszystko, co daje nadzieje i cel w życiu się liczy. Wszystko, co pozwala palić się temu wątłemu płomieniowi, który nazywamy ludzkim instynktem przetrwania.
Czasem jest strasznie – jeśli naprawdę dacie się porwać tej historii i wyobrazicie sobie, że jesteście tam na dole, w metrze. Jest ciemno, a w kolejnym tunelu może się czaić coś, co was zje. Dodatkowo – akustyka. Głos niesie się nieco inaczej, chrobotanie szczurów czy szum wody w rurach może się zmienić w głosy, które pobudzą waszą wyobraźnię tak, że będziecie myśleli, że ktoś do was mówi. Bardzo łatwo w takim miejscu o szaleństwo. Gdyby tak odciąć naszemu ciału bodźce napływające z zewnątrz, już po kilku minutach można wpaść w psychozę. W tym wypadku najbardziej cierpi nasz wzrok – a wiadomo, że największy strach jest przed tym, czego nie widać. Bardzo łatwo oszaleć, gdy się wie, że coś nam zagraża, a nie możemy zobaczyć co.
Artem styka się na swej drodze z różnymi osobami. Zaczęłam robić nawet listę, aby mi się to wszystko nie pogubiło. Tak więc mamy tu i faszystów, którzy chcą stworzyć nową Rzeszę, i komunistów, którzy z nimi walczą. Jest dziwny człowiek, uważający się za ostatnie wcielenie Czyngis-Chana i człowiek-alkohol mężczyzna nazywany Burbonem. Świadkowie Jehowy, ludożercy wierzący w Wielkiego Czerwia, stalkerzy – bohaterowie wychodzący na powierzchnię. Całe mnóstwo różnych postaci, ideologii i wierzeń. W zasadzie brakowało mi tam tylko tego, żeby nagle na środku Metra pojawiła się Kim Kardashian. A jeśli już o tym mowa… Wśród głównych postaci – tych mniej głównych niż Artem – nie ma ani jednej kobiety. Największą rolę wydaje się tu odgrywać matka Artema, której twarz ten usilnie stara się sobie przypomnieć. W zasadzie… Mnie ten brak kobiet jakoś nie przeszkadzał. Zauważyłam to dopiero, kiedy przeczytałam, że jedną z głównych bohaterek drugiej części („Metro 2034”) jest dziewczyna.
Coś mi się wydaje, że trochę za bardzo się rozgadałam w tej recenzji. No, ale ta książka ma nieco ponad 600 stron i tyle się w niej dzieje, że zasługuje na to, żeby więcej o niej powiedzieć.
Podobała mi się. Naprawdę. Męczyłam ją jakiś czas, czasem było trudno przebrnąć przez rozdziały, ale podobała mi się. Polubiłam Artema i strasznie bym chciała, że autor jeszcze kiedyś poruszył jego dalsze losy. Zakończenie było z tych heart-breaking (chociaż nie tak mocno heart-breaking jak w Feed) i czytałam je z otwartą buzią. Smutno mi się zrobiło. Biedny Artem.
„Metro 2033” jest świetnym materiałem na dobry survival horror – i ktoś najwyraźniej też tak uważał, bo powstała gra z Uniwersum Metro. W sumie dwie gry. W jedną mam nadzieję w najbliższym czasie zagrać.
Poza tym autor zostawił otwartą drogę innym pisarzom i powstało coś takiego jak projekt Uniwersum Metro. Dzięki temu możemy poznać całe mnóstwo innych historii rozgrywanych w świecie stworzonym przez Dmitry Glukhowskiego (przepraszam, ale pojęcia nie mam, jak odmienić jego imię) – co też ja zamierzam zrobić. Wish me luck!